Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z wiceprzewodniczącym Nowoczesnej, Jerzym Meysztowiczem.

 

W czwartek na wniosek związkowców w Centrum Dialog ma się odbyć kolejne spotkanie strajkujących nauczycieli z przedstawicielami rządu. Rząd już zapowiada, że na to spotkanie przyjdzie z tą samą propozycją porozumienia, które zawarł z Solidarnością. Będzie jutro przełom?

- Determinacja nauczycieli jest coraz większa. To 10. dzień strajku. Mają świadomość, że są zagrożone matury. Jeśli nie zostaną zwołane rady pedagogiczne, uczniowie mogą nie zostać sklasyfikowani przed maturami. Dlatego chcieli przyspieszyć rozmowy. Okrągły stół zwykle się robi przed reformami, PiS robi po. Dziwna to forma. Jeśli nie padną nowe propozycje ze strony rządu, sytuacja się zaogni. PiS liczy na skłócenie nauczycieli i doprowadzenie do negatywnych ocen ze strony rodziców i uczniów. Jest jednak takie poparcie. O 12 jest akcja poparcia dzisiaj. Społeczeństwo wie, że bez zwiększenia nakładów na oświatę, szkolnictwo i nauka nie będzie na odpowiednim poziomie.

 

Nie daje pan żadnych szans inicjatywie okrągłego stołu? Prezydent Andrzej Duda mówi, że na obrady gotów jest udostępnić Belweder. Wicepremier Beata Szydło zaprasza do tego, żeby przy stole zasiadła także opozycja. Pan zasiądzie, jeśli będzie zaproszenie?

- Tak. My potwierdziliśmy, że jeśli dojdzie do takiego spotkania to tak. Dialog jest najlepszą formą rozwiązywania sporów. Teraz głównym sporem są sprawy ekonomiczne. Jeśli nie będzie propozycji rządu po podpisaniu porozumienia między PiS i PiS, bo pan Proksa jest radnym PiS, to następnym sukcesem PiS będzie, gdy pani Beata Szydło podpisze porozumienie z minister Zalewską.


Samorządy też powinny mieć miejsce przy stole? One są w jawnym sporze z rządem. Dziennik Gazeta Prawna pisze, że 12 miast przygotowuje zbiorowy pozew, w którym ma domagać się od państwa zwrotu nawet 200 milionów złotych za przygotowanie reformy w oświacie.

- Tak. Ta reforma miała nic nie kosztować. Wprowadziła chaos i naraziła samorządy na straty. Rząd obiecywał, że wszystkie pieniądze będą z budżetu. Tak się nie stało. Są przygotowywane pozwy zbiorowe. PiS nie przygotował tej reformy.

 

Co dalej, jeśli będzie klincz? Jeśli w czwartek pojawi się ta sama propozycja ze strony rządu, a związkowcy nie odpuszczą? Będziemy w punkcie wyjścia?

- Wydaje się, że musi dojść do przełomu. Propozycje związkowców zostały ograniczone. Podwyżka miała być nie w 2, ale 3 transzach. Po stronie związków zawodowych jest wola kompromisu. Nie ma jej ze strony rządu. Matura to termin, który się zbliża. Jak zostanie ta sprawa załatwiona? Dojdzie do matur? One mogą być przesunięte o kilka dni.

 

Pan zakłada taką możliwość?

- Jest taka możliwość. Są matury poprawkowe. Problem jednak jest taki, że uczniowie będą mieli mniej czasu przed studiami.

 

Już słychać, że wielu nauczycieli rozważa zawieszenie strajku na jeden dzień, żeby uczniów sklasyfikować i nie blokować im możliwości podejścia do matury.

- Są takie propozycje. Nie dziwię się tej determinacji. PiS od początku niedobrze traktuje strajkujących nauczycieli. Nie ma propozycji. Porozumienie to nieporozumienie. To ostatni element ostrego nacisku ze strony nauczycieli, żeby zagrozić problemami związanymi z maturami. Ja wolałbym, żeby do tego nie doszło. Jednak ta decyzja jest po stronie rządu.

 

Jest pan mile zaskoczony? Ekonomiczna prasa dzisiaj szeroko opisuje propozycje aktualizacji wieloletniego planu finansowego, który Ministerstwo Finansów opracowuje. Okazuje się, że w przyszłym roku nie będzie zagrożenia, by deficyt zbliżył się do krytycznego progu 3% PKB.

- Słyszę, że są tak genialni ekonomiści w rządzie, którzy doprowadzą do nadwyżki. Ciekawe jak. Można wprowadzić kolejne podatki. Podniesienie akcyzy powoduje, że pieniądze zostaną nam wyciągnięte z kieszeni. PiS wyciąga z naszych kieszeni pieniądze, żeby ludzie na nich głosowali. Ja słyszę jak będą ściągać pieniądze. Ktoś tam myśli? Największe pieniądze mają być z OFE. Gotówkę do ZUS przesunęła PO. W tej chwili w OFE większość kapitału to akcje spółek skarbu państwa. 160 miliardów musi być upłynnione. To spowoduje spadek akcji. Dekapitalizacja spółek skarbu państwa przez ostatnie 3 lata wynosi około 50%. Ile one będą warte, jak nagle na rynku pojawi się tyle akcji?

 

Pan jest przedsiębiorcą. Nie przekonuje pana argument doradcy zarządu konfederacji Lewiatan Jeremiego Mordasewicza, który jest cytowany przez Rzeczpospolitą? On mówi tak o reformie OFE: „dotychczasowy stan niepewności co do przyszłości OFE uniemożliwia efektywne inwestowanie tych środków. Jednoznaczne rozstrzygnięcie przyszłości zgromadzonych w OFE pieniędzy będzie korzystne dla ich członków i notowanych na giełdzie spółek”.

- Jeśli mielibyśmy zaufanie do rządu, moglibyśmy tak powiedzieć. Ja tego zaufania nie mam. PiS zrobiło dobry myk. Jednorazowo mogą wyciągnąć 20 miliardów z tego. Jakby te pieniądze zasiliły nasze przyszłe emerytury, podatek byśmy płacili przez wiele lat. Pieniądze potrzebne są już, głosy trzeba kupować. Chcą ściągnąć pieniądze z rynku. Jaki to będzie miało wpływ na polską giełdę? Czy te pieniądze trafią do ZUS czy na indywidualne konta emerytalne to zobaczymy. Decyzję podejmą te osoby.

 

Do której opcji pan by się skłaniał?

- Nie podjąłem jeszcze decyzji. Jakieś środki tam mam. Średnia wpłata to około 10 tysięcy. Co się stanie z tymi pieniędzmi? Które fundusze będą nimi obracać? Można na inwestycjach stracić lub zyskać. Rząd mówi, że zyska. Jeśli te środki będą kierowane do spółek skarbu państwa i firm związanych z państwem, ich kondycja nie jest najlepsza. Przyniesie to zysk?

 

Duże poruszenie w środowiskach przedsiębiorców wywołał przeciek z Ministerstwa Finansów sprzed kilku tygodni, że prace nad tak zwanym testem przedsiębiorcy się toczą. Wtedy urzędnicy zaprzeczali, ale ten pomysł wraca. W przyszłym roku mają urzędnicy sprawdzać, czy przedsiębiorca jest przedsiębiorcą z prawdziwego zdarzenia, czy nie.

- Jeśli przedsiębiorca zdecyduje się na samozatrudnienie i taką umowę podpisze z firmą i odprowadza niższe składki do ZUS, to jest to jego decyzja.

 

Pytanie czy się decyduje, czy jest do tego zmuszany.

- Skończyły się te czasy, kiedy wymuszano to na pracownikach. Pracownicy wychodzą z założenia, że pieniądze są mu teraz potrzebne. Zaoszczędzone pieniądze na ZUS przeznacza na potrzeby dnia dzisiejszego.

 

Płaci niższy ZUS i niższy podatek.

- Tak. W związku z tym on się na to decyduje. Ma świadomość, że jego emerytura będzie niższa. Może w pewnym momencie zwiększyć swoje składki.

 

Jest przedsiębiorcą osoba, która wystawia jedną fakturę miesięcznie temu samemu kontrahentowi?

- Państwo nie jest uczciwe w stosunku do obywateli. Dlatego obywatele szukają rozwiązań, żeby wykorzystać prawo do oszczędzania. To gra. Pytanie jak to się skończy. Będzie uszczelnienie tego? W wielu przypadkach to umowy z jednym pracodawcą, który jest teraz partnerem biznesowym, ale praca jest wykonywana w ten sam sposób.

 

Czyli jest furtka, którą rząd pewnie zamknie?

- Tak. Pytanie, czy wyciąganie na siłę pieniędzy od ludzi jest najlepszą metodą. Te pieniądze zostają w kieszeniach ludzi. PiS robi wszystko, żeby wzrost gospodarczy pobudzać przez konsumpcję. To na to wpływa. W kieszeni tych podatników zostanie więcej pieniędzy. Oni ich nie trzymają w tapczanie, tylko wydają.

 

Wczorajsza spektakularna akcja CBŚP i zatrzymanie 16 osób, w tym byłego wiceprezesa Wisły Kraków Damiana D., daje szansę na przerwanie powiązania środowisk kibolskich z handlem narkotykami?

- Mam nadzieję, że tak. To była tajemnica poliszynela, że kibice prowadzą taką działalność. Nie tylko w Wiśle, ale w innych klubach też. Jeśli taka akcja jest, żeby wyeliminować ze sportu patologię, jest to dobra droga. Pytanie, czy to będzie dogłębne. Niestety życie nie lubi pustki. Jak zamyka się szefów, ich następcy zaraz się pojawiają. Te działania muszą być konsekwentne.

 

Jest pan zaskoczony – to informacje podawane przez portal TVN24 – że na współpracę z organami ścigania miał się zdecydować sam Paweł M. „Misiek”?

- Nie wykluczam, że te zatrzymania są związane z przesłuchaniem. Jego wyrok mógł być wieloletni. Jest on w miarę młody. Wiedział, że połowę życia może spędzić w więzieniu. Pójście na współpracę może dać mu status świadka koronnego lub złagodzenie kary. To wyjście z sytuacji. To jednak ryzyko. Jego koledzy nie mają skrupułów.