Zapis rozmowy Jacka Bańki z Jerzym Lackowskim, dyrektorem Studium Pedagogicznego UJ.

 

Nauczanie wczesnoszkolne zostanie rozciągnięte na 4 lata, czyli zostanie nim objęty 11-latek. Ten ma dzisiaj spore kompetencje cywilizacyjne.

- To nie jest problemem. To, że będzie przez 4 lata edukacja wczesnoszkolna prowadzona przez jednego nauczyciela nie jest problemem. Problemem jest to, że z badań wynika, iż edukacja wczesnoszkolna jest słabym elementem naszej edukacji. Wielu nauczycieli nie radzi sobie z zadaniami. Dramatycznie wygląda wstępna edukacja matematyczna. Rozciąganie tego na 4 lata jest nieporozumieniem. Należy przygotować dobrą podstawę programową, nowe programy studiów dla tych nauczycieli. Nad tym się pracuje. Mam nadzieję, że niedługo zostaną pokazane efekty. Może w 2018 roku pierwsi studenci zaczną studiować według nowych programów. Proszę jednak zobaczyć, że myślimy, żeby te studia były 5-letnie. Pierwsi absolwenci by się pojawili w 2023 roku. Problem w tym, że chyba minister Zalewska, z przykrością muszę to powiedzieć, nie zdaje sobie sprawy z realiów edukacji wczesnoszkolnej.

 

Druga sprawa to dwie matury. Jedna po staremu i druga techniczna, która nie daje przepustki na studia magisterskie. Po co komu taka matura?

- Ma dawać przepustkę na studia inżynierskie. Tak to rozumiem. To kompletne nieporozumienie. Człowiek skończył liceum ogólnokształcące i zdał maturę poważną. Ona jest poważna? To inna sprawa. Jednak mamy absolwenta z maturą, który poszedł na studia inżynierskie i mamy absolwenta szkoły branżowej, który poszedł na te same studia. Teraz jak się okaże, że absolwent szkoły branżowej jest lepszy od absolwenta liceum to się okaże, że ten absolwent szkoły branżowej nie może iść na studia magisterskie a ten drugi może. To bezsensowne. Tak samo bezsensowna jest ta propozycja. My dzisiaj mamy obok liceów technika. Te szkoły nie mają szczęścia do polityków. Kiedyś uczyłem w technikum. To była dobra szkoła. Absolwenci techników są świetnie przygotowani do studiów. Na rynku pracy też sobie radzą. Zamiast wzmocnić te szkoły, pojawia się szkoła branżowa. To ma być dwuetapowe kształcenie. Najpierw ma być szkoła zasadnicza a potem na tej bazie ma być drugi etap kształcenia branżowego. Na Boga, czy ci ludzie nie wiedzą, że człowiek, który skończy dzisiaj szkołę zasadniczą może iść do technikum, zrobić maturę i pójść na studia? Dzisiaj słuchałem porannej rozmowy. To przypomina system niemiecki. Oni dobrze kształcą w systemie kształcenia zawodowego, ale polski system jest drożny. Niemiecki nie. Ten system kształcenia branżowego będzie zamykał pewne ścieżki. Ja pokazałem absurd tego systemu.

 

Edukacja branżowa może być pułapką? Jak się raz wejdzie to wyjścia nie będzie?

- Wyjście będzie, ale ten ktoś będzie musiał zdać maturę licealną. Po pierwsze nie wiemy czym się mają różnić te matury od siebie. To dziwaczna sytuacja. Dopracowaliśmy się dobrego pomysłu budowania wymagań dla absolwentów na podobnym poziomie. Nagle mamy radykalny krok wstecz. Mówienie, że szkoły zawodowe przeżywają kryzys? Przeżywają, jak cała oświata. Kryzys jakości związany jest z wieloma czynnikami. Żaden z nich nie został przez minister Zalewską zauważony. Po pierwsze patrzmy na jakość pracy nauczycieli, obniżone wymagania w stosunku do uczniów, fatalny system oceny jakości pracy szkół. Najpierw należy pokazać podstawę programową, profil absolwenta i dopiero zastanawiać się nad narzędziem. My nie wiemy jaka jest podstawa. Pan zapytał o nauczanie początkowe. Nie znamy podstawy. Ta, która teraz jest podobno poprawiona, jest fatalna. W zakresie kształcenia matematycznego jest tak, że satyrycy mogli by się za to wziąć.

 

Wszyscy są zgodni, że 4-letnie liceum jest dobre. 8-letnia podstawówka to powrót do PRL? Tak mówi opozycja. W jednym budynku spotka się 7-latek z 15-letnim młokosem.

- To jest najmniejszy problem. Obiekty są pawilonowe, można to rozdzielić. Jest coś gorszego. Zmiana strukturalna w szkołach pojawiła się w 1999 roku. Minęło 17 lat. Nie wolno bez przerwy tego robić. Politycy zajmujący się edukacją to grupa, która nie słucha osób doświadczonych. Zmiany w edukacji są delikatne. W wielu krajach zmiany w edukacji wprowadza się w consensusie politycznym. Ludzie z gabinetu cieni pracują z rządem, bo władza może się zmienić. Może dojść do sytuacji, że jak dzisiaj opozycja przejmie władzę to to zmieni. To się skończy tym, że Polacy uciekną w edukację domową, albo zaczną zakładać własne szkoły. My w budowaniu państwa alternatywnego jesteśmy dobrzy. Tego się boję. Jak chodzi o kwestie organizacyjne i finansowe to bym chciał wiedzieć czy pani minister zdaje sobie sprawę z kosztów. Powiedziała, że ma środki zabezpieczone. Dobrze, ma jakieś pieniądze. Jest 1000 miejsc, gdzie można je wydać z lepszym skutkiem, chociażby obniżając liczebność dzieci w klasach. Nie wykorzystujemy renty demograficznej. Jest mniej dzieci. Moglibyśmy obniżać ilość dzieci w klasach. Na przykład w nauczaniu początkowym mogłoby się w szkołach uczyć 16 dzieci w klasie. Zupełnie inaczej by praca wyglądała. Z jednej strony 4-letnie liceum to dobra sprawa. Problemem nie była jednak struktura, ale nieprzemyślana podstawa programowa wprowadzona do tej struktury przez minister Hall w 2009 roku. Ona ma zalety, ale zakłada silny aspekt autorski pracy nauczycieli. Oni nie zostali przygotowani. Szybkie profilowanie od klasy drugiej w liceach zostało negatywnie przyjęte. Zdemolowaliśmy dobry system. Tu był problem. Trzeba było przygotować dobrą podstawę programową. W Polsce zaburzyliśmy kształcenie ogólne. Teraz mamy zinfantylizowane nauczanie i to nie tylko w przedmiotach humanistycznych. Ja kiedyś uczyłem fizyki. Jest przerażające co zrobiono z kształceniem fizyki, chemii i matematyki. Jak tym się nie zajmiemy to przeżyjemy dramat edukacyjny. Jak ktoś się nie opamięta i nie zacznie się spokojna dyskusja to będzie źle. My tego nie mamy. Trzeba zacząć rozmawiać. Powinna być analiza za i przeciw. Zaraz zacznie się bałagan. Ludzie zaczną protestować i zaczniemy wydawać pieniądze. Likwidacja zakładów pracy, która kończy się zwolnieniem pracownika, niesie za sobą konieczność wypłacania odpraw.

 

Szkolnictwo wyższe jest przygotowane do takich zmian na niższym poziomie?

- Problemu organizacyjnego nie będzie. My dostaniemy ludzi po podobnym cyklu kształcenia. Chciałbym, żeby byli lepiej wykształceni, ale to miraż. Ja bym był w stanie w to uwierzyć jakbym zobaczył podstawę programową. Porozmawiajmy o tym, że mamy różnych nauczycieli. Mamy rewelacyjnych i takich, którzy sobie nie radzą. Z punktu widzenia szkół wyższych chcemy wierzyć, że nie będziemy prowadzić zajęć wyrównawczych. Na bazie naszej wiedzy wcale to tak różowo jednak nie wygląda.