Zapis rozmowy Jacka Bańki z Januszem Wiśniewskim, wiceprezesem Krajowej Izby Gospodarczej i jednocześnie byłym wiceprezesem tarnowskich Azotów.

Grupa Azoty po konsolidacji to już polski „champion”?

- Nie lubię tego określenia. Kojarzy mi się ze sportowymi rozgrywkami a nie z rzeczywistą potęgą, siłą i zdolnością przewidywania w biznesie. Skoro politycy kochają te określenia to proszę bardzo. To jest coś na kształt lidera sektorowego polskiej i europejskiej gospodarki. To jednak dopiero początek.

 

W Europie jest tak naprawdę jeden mocny gracz. Jakie są szanse, żeby Azoty wkroczyły do 1. ligi światowej?

- Jak chodzi o sektor nawozowy, bo Grupa Azoty to przede wszystkim nawozy, to jest lider europejski z Norwegii, poza Unią Europejską. To ma swoje zalety. Mogą importować surowce z całego świata, także z USA i poza negocjacjami unijnymi. Żeby osiągnąć ligę światową to jest to sfera marzeń. To ciągle niedokończona konsolidacja w Polsce. Jest jeszcze kilka aktywów, które warto połączyć. To szansa na wykorzystanie synergii. Synergia jest wtedy, kiedy 2+2=5. Teraz w przypadku Grupy Azoty jest 2+2=3. To więcej niż pojedyncze 2, ale jeszcze nie 5.

 

To kolejne zakłady, które by umocniły tę skonsolidowaną polską chemię?

- Na liście marzeń jest część nawozowa Anwilu, należącego do Orlenu. To dałoby dobry obraz potęgi przemysłu nawozowego. Rolnictwo musi być jeszcze inaczej skonstruowane. Nie może być tak, że jest 14% zatrudnionych w rolnictwie a oni wypracowują 3,4% PKB. Sektor, który jest docelowy dla produktów Azotów, jest słaby. Jest wiele do zrobienia, żeby to był mocny koncern, który się może porównywać ze światem. Grupa Azoty może wyprodukować 10 milionów ton nawozów. Ma takie możliwości. To ogromna ilość jak na polski rynek. Jednak na środkowym wschodzie w 2012 roku wyprodukowano 31 milionów ton nawozów a w 2015 roku wyprodukują 50,5 miliona ton na tańszych surowcach i gazie. To trudny okres. Ostatnio prognozowaliśmy, że kolejne 10 lat to będzie interesujący okres dla Grupy Azoty.

 

W tej kolejnej dekadzie może nam przeszkodzić polityka klimatyczna Unii Europejskiej?

- Tak. To bezsens i zagrożenie dla europejskiej chemii. Utworzenie Grupy Azoty jest sukcesem. To było marzenie od 16 lat i świetnie, że tak się stało. Jest konglomerat, który może konkurować. Patrzymy makroekonomicznie, ale Europa sama sobie strzela w stopę. Po rewolucji łupkowej w USA powstały ogromne przewagi konkurencyjne w kosztach produkcji w rafinerii, petrochemii i chemii. Największe zmiany na rynku nastąpią wskutek rewolucji łupkowej w przemysłach energochłonnych. Do takiej zaliczamy produkcję nawozów, petrochemię. Ogromne wymagania co do jakości produktów i emisji w Europie sprawiają, że wtłaczamy europejski przemysł w tak trudne ramy, że będzie on w najbliższych latach upadał. On nie wytrzyma konkurencji.

 

Dwa lata temu dużo mówiliśmy o próbie przejęcia kontroli nad Azotami przez Rosjan. Jak dzisiaj patrzymy na geopolitykę to trudno sobie wyobrazić gdzie bylibyśmy dziś jakby do tego doszło.

- Nigdy nie należało się bać takiego przejęcia. Jakbyśmy się pozbyli fobii to w tym co się dzieje na rynku surowców, Rosjanie muszą nadążać i muszą obniżać cenę nośników energetycznych dostarczanych do Europy. Możemy na tym skorzystać. Popełniliśmy mnóstwo błędów przy przydzielaniu koncesji na wydobycie węglowodorów i gazu z łupków. Powinniśmy zachęcić cały świat, żeby u nas szukał i znalazł. Wtedy Rosjanie by musieli obniżyć cenę gazu i ropy, żeby się utrzymać na rynku. Jak Grupa Azoty prowadzi jasną politykę dywidendową to proszę bardzo. Niech Rosjanie dostarczą tani gaz, oni z tego zrobią amoniak, nawozy i podzielą się dywidendą. Takich akcji nie należy się bać, ale doceniam, że dzięki tym wyzwaniom akcjonariusze podjęli decyzję o konsolidacji.

 

Uczestnicy konferencji mówili, że polskie nawozy to podstawa bezpieczeństwa żywnościowego kraju i Europy. Jak to należy rozumieć?

- Pewnie by się nam marzyło, żebyśmy zużywali 200 kilogramów składnikowych nawozów na hektar. Kiedyś używaliśmy ich ponad 180 kilogramów, ale teraz jest około 100. Musimy poprawić kulturę nawożenia. Nie ma się czego wstydzić. Jesteśmy od lat liderami chemicznymi. Polska chemia liderowała na świecie, sprzedawaliśmy technologie. Od czasu do czasu nas przeraża, że chemia truje, ale nie pamiętamy, że chemia leczy, żywi, ubiera i chroni. To jest źle postrzegane. Kładziemy na to nacisk. Chcemy, żeby Europarlament zajął się lepszą komunikacja społeczną chemii. Przemysł nie może żyć bez chemii. To jest przyczynianie się chemii do jakości życia. To wielka szansa cywilizacyjna. Mamy ciągle ogromne połacie ziem, które wymagają nawożenia. Widać jaka jest wartość polskiego eksportu żywności. Trzeba wrócić do korzeni, kiedy rolnictwo było ważne. Na świecie mówią, że jest dobra polska żywność, ale pamiętajmy, że ona ma podparcie chemiczne.