Zapis rozmowy Jacka Bańki z prezydentem Krakowa, Jackiem Majchrowskim.

 

Ilu nauczycieli zabraknie w Krakowie we wrześniu w związku z kumulacją roczników?

- Dopiero to obliczamy. Jak pan zwrócił uwagę, problem polega nie na ilości… Wszyscy mówią, że uczniowie się nie pomieszczą, zabraknie klas. Ale to jest dopięte. Problem jest z ilością nauczycieli. Ludzie nie chcą przychodzić do zawodu. Jest problem z nauczycielami tak zwanych zawodów. Tu są takie stawki, że mało kto się na to decyduje.

 

Biznes ich wciąga. W szkole można dostać niecałe 3000 złotych. Możemy wskazać jakich przedmiotów nauczyciele to problem?

- Większości. Ale głównie to matematycy, angliści, nauczyciele zawodów.

 

Obserwuje pan ostatnio odpływ nauczycieli?

- Ostatnio nie. Trudno powiedzieć. Nie ma jeszcze ruchu kadrowego. Dopiero jak się tworzy arkusze organizacyjne. Będzie to widać za 1,5 miesiąca.

 

W jaki sposób miasto będzie chciało zareagować na brak nauczycieli?

- Najpierw musimy zinwentaryzować to wszystko. To ciekawe. W Krakowie jest kilka uczelni, które kształcą nauczycieli. Z tych wykształconych osób mało kto podejmuje pracę w zawodzie.

 

Nauczyciele skarżą się, że w związku ze strajkiem dostali mniej niż powinni.

- Ustawa wyraźnie mówi, że za strajk się nie płaci. Można zapłacić za strajk, jeśli organizacja, która organizuje strajk, ma taki fundusz, z którego będzie płaciła. Z tego co wiem, tutaj funduszu nie było. Drugim elementem podnoszonym było to, że powinno się obcinać tylko z pensji podstawowej, nie z dodatków. Ustawa mówi, że z wynagrodzenia, karta nauczyciela precyzuje, że wynagrodzenie to pensja i dodatki. Nie było wyjścia. My nie zmniejszamy finansów szkół. Dyrektorzy mają takie pieniądze, jakie mieli i mogą nimi dysponować. Jak oni to rozdysponują, czy będą chcieli zrekompensować nauczycielom? To ich sprawa. Pracodawcami dla nauczycieli jest dyrektor szkoły. My jesteśmy pracodawcą dla dyrektora. Wszystkie te sprawy powinny być załatwiane na linii nauczyciel-dyrektor.

 

Są już dyrektorzy, którzy zdecydowali się te pieniądze przekazać nauczycielom?

- Nie wiem. Są robione analizy i opinie prawne. Nikt nie chce się podłożyć. Tu jest ewentualna odpowiedzialność. Musi być czysta sprawa. Podziwiam polityków, kolegów samorządowców, którzy głosili, że będą płacić. Oni już się wycofali. Była taka akcja.

 

Nie jest wykluczone, że nauczyciele jednak dostaną pieniądze za dni strajku?

- Nie będę podpowiadał, jak to należy zrobić. Można jednak powiedzieć, że są uczniowie, którzy z tego powodu, iż nie mieli przez jakiś czas lekcji, są do tyłu. Trzeba teraz te rzeczy nadrobić. Mogą być nadrabiane. Jak będzie płacone? To kwestia dyrektora.

 

Czyli nauczyciele mogą odpracować i dzięki temu dostaną tyle, ile by dostali w normalnych warunkach?

- Tak. Mogą odpracować to z nadwyżką delikatną, żeby im się wyrównało.

 

Mamy dyskusję nad tym, co by było, jakby nauczyciele zostali wchłonięci przez służbę cywilną. Co to by oznaczało dla Krakowa? To byliby urzędnicy.

- Jakby to była służba cywilna, nie wiem, jakby to było w ustawie, ale byłoby to o tyle dobre, ze za wynagrodzenie nauczycieli odpowiadałby bezpośrednio rząd. Rząd by im płacił, nie miasto. Do zagadnień, które są w subwencji my dopłacamy około 30%. Do oświaty około 40%. To kilkaset milionów.

 

Rozumiem, że nie byłoby to równoznaczne z rozwiązaniem problemu zbyt niskiej subwencji dla samorządów? Skoro pieniądze dla nauczycieli by szły z budżetu centralnego, nie oznaczałoby to, że bylibyśmy na zero.

- Miasto by nie dostawało subwencji na wynagrodzenia, ale wynagrodzenia byłyby w całości pokrywane przez władzę państwową. My byśmy nie musieli dokładać do wynagrodzeń. My dopłacamy.

 

Subwencja nie jest tylko na wynagrodzenia.

- Nie. Ja mówię o tej części związanej z wynagrodzeniami.

 

Trudno zatem przewidzieć czy byłoby to korzystne dla miasta?

- Zależy jakby to było sformułowane w ustawie.

 

Tyle, że nauczyciele nie mogliby strajkować.

- To też pytanie, czy by mogli, czy nie.

 

Słyszymy o takich rozwiązaniach w Niemczech i we Francji. Skoro mówimy o pieniądzach, mamy sprawę nagród dla zastępców pana prezydenta i urzędników. 8 tysięcy – tyle za pierwszy kwartał wyszło na zastępcę prezydenta. Magistrat zbytnio nie potrafił wytłumaczyć, skąd się wzięły i za co są te nagrody.

- To nagrody, które są wpisane normalnie w całość spraw związanych z zatrudnieniem. W magistracie wszyscy – z wyjątkiem prezydenta – dostają nagrody. Ja mogę zacytować premier Szydło. Im się należy. Ci ludzie zasuwają od rana do wieczora. Mówię nie tylko o wiceprezydentach, ale też o urzędnikach. Dajemy kwartalne nagrody wszystkim urzędnikom.

 

Ponad 2800 urzędników dostało nagrody.

- Tak.

 

W jaki sposób włączy się pan w ratowanie huty ArcelorMittal? Jeśli wielki piec zostanie wygaszony, trudno się spodziewać, że szybko ktoś go rozpali na nowo.

- Są podobno technologie, które pozwalają na takie rozwiązanie jak włączenie na nowo. Mittal patrzy na finanse. Dwa słowa szerzej. P pierwsze jest taka sytuacja, że, jak pan wie, przemysł węglowy w Polsce ma tendencję do tego, że jest w sytuacji ekonomicznie nie nadającej się do funkcjonowania. Rozwiązano ten problem tak, że powiązano je z elektrowniami. To wspólne zakłady. Elektrownie dopłacają do wydobycia węgla. Podwyżki kosztów energii – miasto do tej pory otrzymuje rachunki o 60% wyższe – przerzucają te rzeczy na odbiorców. Między innymi na tak wielkich odbiorców jak Mittal. Prąd dla Mittala jest o 50% wyższy niż w Niemczech. Jemu się przestaje to opłacać. Jakie są skutki? Duże. Około 1200 pracowników w hucie znajduje się bez pracy. Jak mi mówiono, nie ma tu problemu, bo wiele zakładów się zwraca o przekazanie pracowników, których od razu chcą zatrudnić. Niektóre zakłady chcą wziąć wszystkich. Problem będzie z drugą grupą 1200 pracowników, którzy są zatrudnieni w firmach okołohucianych. Niektóre z tych firm są nastawione tylko na pracę dla huty. Jak nie będzie huty, nie będzie tych firm. To problem. Mittal włożył w ostatnich latach ponad miliard złotych w wielki piec, walcownię gorącą, walcownię zimną. Co z tym będzie? Mało tego. Zaczynają się głosy, że w Dąbrowie Górniczej też się boją, co będzie z drugą odnogą huty. Likwidacja tych dwóch hut to położenie 20% przemysłu ciężkiego w Polsce.

 

Programy dla zwalnianych pracowników? Miasto może jakieś przygotować?

- Możemy przygotować różnego typu szkolenia, przekwalifikowania. Oni raczej przejdą gdzieś indziej. Przygotowuję list do pana premiera. Trzeba się czymś zająć. To nie są rzeczy na szczeblu miasta, ale rządu. Mam nadzieję, że rząd o tym myśli.

 

List do premiera ws. huty ArcelormIttal? Jak przed laty była dyskusja wokół remontu wielkiego pieca, rząd się włączał. Teraz czego pan oczekuje?

- Oczekuję, że rząd się włączy i da jakiś program, co z tym zrobić.


Wracając do rachunków o 60% wyższych za energię elektryczną, co pan zamierza z tym zrobić?

- Pan też dostaje jako radio rachunki o 60% wyższe? Jako radio na pewno tak. Jako obywatel nie. To taka zasada, że indywidualni odbiorcy nie. To jest przerzucane na kogoś innego. Do ekonomii nie wolno podchodzić politycznie i populistycznie. U nas tak to idzie.

 

Samorządy zgłaszają, że płacą więcej, mimo że mieli nie płacić więcej. Jakiś apel?

- Związek Miast Polski i Unia Metropolii występują z tym pytaniem, co się dzieje. Były zapowiedzi premiera jednoznaczne. Nie ma aktów wykonawczych do tego. Słyszałem, że do końca roku nie będzie.

 

Jeśli ceny energii nie spadną, jak się to odbije na funkcjonowaniu miasta i krakowianach?

- Musimy dopłacać do oświetlenia miasta, szkół, przewozów tramwajowych i rzeczy, które są związane z wykorzystaniem energii elektrycznej. Wszystko idzie na prąd. Jeśli będziemy musieli za to więcej płacić, będzie trzeba na czymś oszczędzić. Można na inwestycjach. Wtedy będą problemy, dlaczego nie robimy takiej ulicy, czemu jest mniej na kulturę i edukację. To naczynia połączone.

 

Podwyżki? Mieliśmy ostatnio zmiany w taryfie biletowej. Można zmienić też taryfę związaną z odbiorem odpadów.

- Nie. System odpadów jest tak skonstruowany, że to musi wychodzić na zero. Wszystkie pieniądze, które do systemu wchodzą, muszą być wydatkowane na sprawy związane z odpadami. Jak to wyjdzie? Nie wiem. Tu też wchodzi energia. Jesteśmy w ciut lepszej sytuacji. Zakład utylizacji odpadów w Hucie produkuje energię i ciepło. W niewielkim stopniu, ale produkuje.

 

Będzie jakaś oferta specjalna dla Wisły Kraków, która zwróciła się o rozbicie długu na 25 lat?

- To są takie działania populistyczne ze strony niektórych radnych. Ci radni nie znają przepisów. Nie tylko polskich, ale też rozwiązań UE. One mówią co można, czego nie. Niestety takie rozwiązania nie wchodzą w grę. Napisałem pismo do Wisły w tej sprawie. Pokazałem, jak to wygląda.

 

Czyli 24 miesiące to jest to, co może zaoferować miasto?

- Tak. 24 miesiące miasto może zaoferować. 72 miesiące dla mieszkańców za zaległości mieszkaniowe. Innych możliwości nie ma. Tam jest jeszcze kwestia tak zwanej pomocy de minimis, która mówi o 200 tysiącach. Oni już wyczerpali 198 tysięcy. Wszystko to, co było możliwe prawnie dla Wisły, to zrobiliśmy.

 

Nowej oferty już nie będzie? Wyczerpały się możliwości miasta?

- Możliwości prawne się wyczerpały.

 

Jeszcze kwestia pomnika AK. Na nowo rozpoczną się konsultacje, ale z dwoma innymi lokalizacjami. Jedna z nich była wskazywana od dawna.

- W czwartek rozmawiałem z niektórymi kombatantami. Większość tych osób jest w takim stanie zdrowotnym, że mogę z nimi rozmawiać tylko telefonicznie. Oni bardzo stoją na stanowisku, że im zależy, żeby to było w tym miejscu, gdzie było. Jedynym rozwiązaniem jest to, żeby zrobić nowy konkurs, żeby nie było to tak agresywne, jak ten pomnik.


Czyli propozycje związane z dawnym miejscem po pomniku Koniewa i placem Armii Napoleona nie są już aktualne?

- Nie to, że nieaktualne. Ja je zgłosiłem. Rozmawiałem z wojewodą, marszałkiem. Oni to zaakceptowali. Kombatanci jednak stoją na stanowisku, że to miejsce.


Czyli mamy trzy lokalizacje. Która ostatecznie? Jak pan zdecyduje?

- Nie wiem. Z tych trzech dwie są najlepsze, czyli miejsce po Koniewie i to, które jest w tej chwili, o ile ten pomnik nie będzie tak wielki i tak agresywny jak wstęga.

 

Na ile realny jest nowy konkurs?

- Nie wiem. Mówię, co ja bym chciał. Czy to będzie możliwe? Nie wiem. Chciałbym szybko zrobić zamknięty konkurs, kierowany do kilku rzeźbiarzy. Wyszliśmy tak z pomnikiem Lea. Znakomity. Tak było z pomnikiem Matejki – znakomity. Może tu w ten sposób zrobić. To by szybko załatwiło sprawę.

 

Czyli zamknięty konkurs na nieinwazyjny pomnik w tym miejscu, które jest do tej pory? Kiedy mógłby być rozpisany?

- Jakby się dało, chciałbym to rozpisać przed wakacjami. Trzeba to zrobić jak najszybciej.

 

Od czego to zależy, czy wystartuje procedura konkursowa? Mówimy o konsultacjach.

- To jest taka kwestia, czy będą konsultacje. Konsultacje oznaczają przeciągnięcie sprawy o kilka miesięcy. One już były. Mieszkańcy w niewielkiej liczbie wzięli udział i wskazano, ze to będzie to miejsce, gdzie była wstęga pamięci.

 

Kiedy decyzja o małym, zamkniętym konkursie?

- Myślę, że w tym miesiącu.