Zapis rozmowy Jacka Bańki z Jerzym Millerem, byłym szefem MSWiA oraz komisji badającej przyczyny tragedii smoleńskiej.

 

Raport komisji, która została wczoraj powołana przez szefa MON jest już tak naprawdę napisany? Słychać takie opinie.

- Komisja, której przewodniczyłem była lakoniczna w wypowiedziach, dopóki nie była pewna werdyktu. To wypadek, który dla nas jest wielką stratą i przeżyciem. Nie można wokół tego innych poczynań czynić, jak tylko szukania prawdy o przyczynach wypadku. Wykorzystywanie tego w innych celach jest nieludzkie. Mam nadzieję, że minister Macierewicz uzyskał nowe informacje od Rosjan, które usprawiedliwiają wracanie do pytania jakie były przyczyny tego wypadku.

 

Minister Macierewicz mówił między innymi o ponad 400 zniszczonych kartach informacji z 10 kwietnia. O jakie karty chodzi?

- Nie mam pojęcia. Pewnie chodzi o jakieś wewnętrzne dokumenty MON. W trakcie naszego postępowania nie natrafiliśmy na opór żadnej polskiej instytucji w udostępnianiu dokumentów, które przedstawiały wydarzenia przed 10 kwietnia, w tym dniu i po nim.

 

Zatrzymam się przy słowach szefa MON, który mówi o skali zaniechań komisji prowadzonej przez pana. Mówił, że zostały ukryte podstawowe fakty i informacje.

- Gdyby powiedział, o które fakty i informacje chodzi to możemy rozmawiać. Jak ja panu powiem, że dzisiaj jest śnieżyca w Krakowie to mogę tak powiedzieć, ale nic z tego nie wynika.

 

Co nowego w pana ocenie wniesie nowa podkomisja?

- Mam nadzieję, że są nowe źródła informacji. Moja komisja wystosowała do Rosjan szereg pytań dotyczących przygotowania lotniska i wydarzeń. Na pytania nie było odpowiedzi. Nie wykluczam, że strona rosyjska udostępniła nowe informacje. Czy one mają wpływ na werdykt? Jak zawierają szczegóły techniczne, których nie mieliśmy to możliwe, że potrafią one powiedzieć dokładniej co tam się działo 10 kwietnia. Przebieg lotu jest przeanalizowany na podstawie czarnych skrzynek. Tu rewolucji nie będzie. Skrzynki zostały przeanalizowane. Mam nadzieję, że jest ważny powód, dla którego jeszcze raz rodziny ofiar będą wysłuchiwać tych wszystkich szczegółów tragicznych godzin. Jak nie to jest to nieludzkie. Te rzeczy w 2011 roku zostały już powiedziane.

 

Pod adresem pana komisji padają oskarżenia o ukrywanie podstawowych faktów i informacji. Te słowa wypowiada szef MON.

- Pan Macierewicz od początku mówił różne rzeczy. Nie mówmy o szefie MON, ale o człowieku, który od razu mówił o oślepianiu laserem pilotów i sztucznej mgle. Jesteśmy oswojeni z tymi diagnozami. One były obalane. Nie było na to dowodów. Z tych ust padały przez lata różne oskarżenia. Nie robią one na mnie wrażenia.

 

Dzisiaj minister Gowin pytany o tę komisję mówił, że nie wyklucza zamachu. Swoją opinię opiera na tym, że pokazały to późniejsze wydarzenia, jak na przykład zestrzelenie samolotu nad Ukrainą. Trzeba zrewidować swoje podejście do tragedii smoleńskiej?

- Czyli jak następny samolot wpadnie do Pacyfiku to będzie teoria, że ten samolot też wpadł do wody? Jestem zaskoczony, że z tragedii narodowej robimy powód do gry politycznej. Ofiary i ich rodziny nie zasłużyły sobie na to, żeby z nieszczęścia czynić niepoważną dyskusję.

 

Jak pan ocenia skład komisji?

- Najpierw trzeba z kimś popracować i posłuchać a potem oceniać. Ja tych osób nie znam. Nie jestem uprawniony do oceny ich kompetencji czy charakterów.

 

Mówi pan, że haniebnym jest fakt uzyskiwania korzyści politycznych z tej tragedii. Chodzi o rozliczenie poprzedniego rządu, w tym Donalda Tuska?

- Prawda się zawsze obroni. Można stawiać zarzuty, ale prędzej czy później wszyscy odrzucą te dziwne pomysły i zostaną przy prawdzie. Ta diagnoza jest bolesna. Komisja nad niektórymi sformułowaniami pracowała wiele czasu, żeby podać w akceptowalny sposób informacje o naszym zaniechaniu. Zawsze jak się mówi o przyczynie porażki, nie takiej katastrofy, ale zwykłej porażki, pytamy dlaczego czegoś nie uniknięto wcześniej. My odkrywając przyczyny cząstkowe też zadawaliśmy sobie te pytania. Dziennikarze mieli pretensje, że milczymy. Myśli pan, że łatwo jest powiedzieć, że my też popełniliśmy błędy i one są systemowe? Postanowiliśmy, że nie powiemy tego publicznie bez 100% pewności. Piloci ćwiczą na symulatorze. Jego nie było. Dlaczego? Rosjanie nam nie chcieli sprzedać? Nie. Takich szczegółów jest masa. Dlatego ciężko mi zrozumieć osoby, które lekko podważają fakty.

 

Spodziewa się pan, że nowa komisja zbada też pracę pana komisji?

- Nie wiem. Nie potrafię powiedzieć jakie zadanie dostała ta komisja. Ona pracuje według innych zasad. Dla nas było najważniejsze dobrze prześledzić wydarzenia przed i w trakcie lotu, żeby określić przyczyny wypadku lotniczego. Takie komisje mają powiedzieć producentom sprzętu, że mają błędy konstrukcyjne, albo przewoźnikowi powiedzieć, że mają złe procedury, żeby takich wypadków już nie było. Nie chodzi o szukanie winnych. To robią prokuratury. Komisje badające wpadki lotnicze mają uchronić przed kolejnymi wypadkami.

 

Spodziewa się pan, że może pan zostać pociągnięty do odpowiedzialności?

- Wszystkiego się możemy spodziewać. Natomiast podchodzę do tego tak. Dostaliśmy zadanie. Ono zostało wykonane na miarę możliwości wynikających z faktu, że wypadek miał miejsce na terenie Rosji. Dlatego dostęp do niektórych informacji nie był w pełni zapewniony. Pozostały pytania bez odpowiedzi. Mam nadzieję, że za kilka lat odpowiedź będzie. Fakt powołania nowej komisji może dawać nadzieję, że część z tych informacji już jest. Jeżeli nadzieja jest płonna to dziwię się, że ktoś jeszcze raz rozdrapuje ranę trudną do zagojenia.