Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłem PiS, Edwardem Siarką.

 

Wicepremier Beata Szydło apelowała wczoraj w mediach społecznościowych. „Proszę o refleksję organizatorów strajku. Uczniowie nie mogą być zakładnikami tego protestu. Podpiszmy porozumienie! Zakończcie strajk, rozmawiajmy” - napisała. W piątym dniu protestu spodziewa się pan jakiegokolwiek przełomu?

- Jeżeli czyta się komentarze, opinie i wypowiedzi, można dojść do wniosku, że niestety dzisiaj pewnie nie dojdzie do zakończenia protestu. Od początku podkreślamy, że w ostatnim czasie nauczyciele mają jedną z najwyższych podwyżek w ostatnich latach. Ta propozycja nie zaspokaja wszystkich oczekiwań nauczycieli i tego jak powinni być wynagradzani. Co do tego jest zgoda. Mam nadzieję, że będzie refleksja, która spowoduje, że tak popatrzy też strona związkowa na propozycje, które padły. Jest niemożliwe, żeby inne propozycje się pojawiły.

 

Dwa pierwsze dni egzaminu gimnazjalistów przebiegły właściwie bez zakłóceń. Myśli pan, że ostatni dzień gimnazjalnych zmagań i egzamin ósmoklasisty w przyszłym tygodniu będzie równie spokojny?

- Z tego co wiem i na ile się orientuję – byłem nauczycielem i dyrektorem - wygląda na to, że te egzaminy bezpiecznie się odbędą. Czy jednak to powinno się odbywać w takiej atmosferze? Uczniowie oczekują od nauczycieli, żeby byli z nimi przy egzaminach. To dodatkowy stres, wyzwania życiowe dla młodych ludzi. Na żywym organizmie uczą się historii. Kiedyś, jak dopuszczano w kodeksie pracy spory zbiorowe, nikt nie myślał, że taki spór może być toczony w okresie egzaminów. Tak się stało, że jest to radykalne działanie, które coraz bardziej dzieli środowisko i rodziców.

 

Wspomniał pan swoje doświadczenie pracy jako nauczyciela i dyrektora szkoły. Był pan też samorządowcem. Jak pan ocenia dyskusję ws. płacenia nauczycielom za protest? Z punktu widzenia prawnego urzędnicy RIO stawiają sprawę jasno. Samorządowcy się wahają. W międzyczasie związkowcy mówią, że będzie trzeba stworzyć fundusz wsparcia finansowego dla nauczycieli.

- Niech samorządowcy nie mówią, że się wahają. Sprawa jest jasna. Za okres strajku nie należy się wynagrodzenie. Tak jest. Efektem takich nieroztropnych działań w niektórych przypadkach będą dyscypliny finansowe. RIO będzie szczególnie kontrolowała jak samorządy wydatkują pieniądze publiczne. Niektórzy chcą obchodzić przepisy, ale one są jasne. Liczy się to do stażu pracy, ubezpieczenia, ale za okres strajku nie należy się wynagrodzenie. Samorządowcy są w trudnej sytuacji z innej strony, o której często się mówi, ale nie wybrzmiewa to. Trzeba zdawać sobie sprawę, że samorządowcy dopłacają duże kwoty do oświaty. To bardzo duże pieniądze. Proste działania, czyli podnoszenie płacy nauczycieli, powodują, że rosną koszty zadań własnych. Mówimy o żłobkach czy przedszkolach. Całościowo trzeba się systemowi wynagradzania przyglądnąć. Gminy są na granicy wytrzymałości finansowej.

 

Pan się zgadza z opinią politologa profesora Antoniego Dudka, który mówi w Dzienniku Polskim, że rząd chce przeczekać strajk nauczycieli na tej samej zasadzie jak przeczekał protest niepełnosprawnych w Sejmie. Na pewno motywacja nauczycieli może się zmieniać w miarę upływu czasu, gdy będą mieli świadomość, że może im brakować środków do życia.

- Oczywiście są różne opinie i komentarze. Rząd nie zachowuje się jakby chciał przeczekać strajk. Jest propozycja, która nie zadowala całości środowiska. Widzieliśmy jak było przy porozumieniu. Podwyżki nie są satysfakcjonujące. Ludzie chcą więcej. Przez lata nie było waloryzacji. Problem jest w całej sferze budżetowej. Nauczyciele to jeden element. Jest wielu pracowników, którzy nie otrzymali żadnej waloryzacji, która musi być zrobiona. Te propozycje podwyżek zaproponowane przez rząd są w cyklu. Nie da się tego zrobić w sposób skokowy dla jednej grupy. Musimy postawić kropkę nad i. Zgadzamy się, że nauczyciele muszą lepiej zarabiać, ale muszą się dokonać jakieś zmiany systemowe, które nie doprowadzą do ruiny budżetów gmin.

 

Z tych powodów, o których pan mówi, że obawia się pan, że inne grupy zawodowe domagałyby się podwyżek, rząd nie może się zgodzić na postulaty 30% podwyżki dla nauczycieli?

- W perspektywie mamy kolejne podwyżki dla nauczycieli. To musi być rozłożone w czasie. Przez kilka lat to było zamrożone. Teraz podnosimy to etapowo, nie skokowo. Jakbyśmy dokonali takiej operacji, zapłaci za to całe społeczeństwo. Takie są realia.


Cały czas dyskusja się toczy o tym, gdzie znaleźć dodatkowe pieniądze. Co pan sądzi o pomyśle Roberta Biedronia z Wiosny? On mówi, że zamiast finansować duże projekty infrastrukturalne, jak przekop Mierzei Wiślanej czy budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego, przeznaczmy te pieniądze dla nauczycieli.

- Jeśli mówimy o tych projektach to i tak w tym roku dużych środków na te projekty nie wydajemy. Nie myślmy o budżecie tak, że trzeba zatrzymać wszystkie inwestycje, nic nie robić, bo trzeba zrealizować wysokie wypłaty. Czasem w komentarzach i opiniach jest myślenie, żeby popełnić zbiorowe samobójstwo. To szaleństwo.


Okrągły stół ws. edukacji po Wielkanocy zaproponował premier Morawiecki. Daje pan szansę tej inicjatywie, czy obawia się pan, że protest może się przeciągnąć do matur i w części szkół – tak jak w roku 1993 – uczniowie nie będą mogli zdać egzaminu dojrzałości?

- To czarny scenariusz. Różne są możliwe. Formuła okrągłego stołu jest propozycją, żeby rozmawiać, żeby społeczeństwo też poznało szerszy kontekst. Trzeba znaleźć rozwiązanie. Wiem, że ZNP z całej tej operacji też chce wyjść honorowo. Skorzystajmy z tej formuły. Siądziemy do rozmów i wypracujemy kompromis, z którego działacze związkowi też wyjdą z twarzą. To dla nich szansa.

 

Pana zdaniem to co się dzieje z protestem, może wpłynąć na wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego? Dziennik Polski publikuje sondaże. Wynika z nich, że w Małopolsce PiS może być pewne zwycięstwa. Pytanie jest o poziom tego zwycięstwa. Według sondażu 47% głosów może otrzymać PiS, Koalicja Europejska – 32%. To by oznaczało 4 mandaty dla PiS.

- Oczywiście te badania są ważne i satysfakcjonujące. Najważniejsze jest robienie swojego. Wykonujmy nasze zadania jako politycy. Z dnia na dzień i z roku na rok wprowadzajmy w Polsce zmiany w sposób spokojny. Musimy mieć odczucie, że jest postęp w rozwoju państwa. Sondaże pokazują, że ludzie dobrze oceniają zmiany. Czasem dochodzi do takich zacięć jak ten strajk. Jest grupa która czuje się niedoceniona, ale pozwólmy rozwiązać ten problem, żeby wykonać dalszy krok. Potem będziemy obserwowali rozwój, który da też podwyżkę nauczycielom. Takie myślenie powinno być też w tej grupie, którą zaliczamy do elity państwa. Mówię o nauczycielach. O takie spojrzenie apeluję także do dyrektorów szkół. Nie można się zacietrzewić. To nie pomaga rozwiązać problemów. Dochodzimy do ściany.