Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem PiS, kandydatem do Parlamentu Europejskiego, Arkadiuszem Mularczykiem.

 

Zakończył się szczyt unijny w Rumunii. Przybliżył on choćby o krok Grupę Wyszehradzką do obsady jednego z ważnych stanowisk unijnych?

- Musimy walczyć o te stanowiska. Nasz region cały czas musi udowadniać, że ma mieć takie same prawa w UE, jak kraje starej Unii. Często protekcjonizm ma służyć ochronie gospodarek krajów starej Unii. Dlatego tak ważna jest bliska współpraca między krajami Grupy Wyszehradzkiej. Mamy podobne problemy, podobną przeszłość. Musi być świadomość, że trzeba tworzyć wspólny blok w UE.

 

Z jakimi ugrupowaniami w Parlamencie Europejskim PiS powinno zbudować frakcję, po rozpadzie – z uwagi na Brexit – Konserwatystów i Reformatorów?

- To otwarte pytanie. Rozmawiamy z różnymi frakcjami. Cały czas nie doszło do Brexitu. Więc Brytyjczycy też będą w Parlamencie Europejskim. Paleta jest duża. Dzisiaj widzimy, że środowiska liberalne, które dotychczas decydowały o kształcie UE, tracą poparcie. Wydaje się, że zmieni się kształt grup politycznych w Parlamencie Europejskim. Jest szansa, że delegacja PiS będzie miała wpływ na decyzje o kierunkach działania Unii.

 

W walce o czwarty mandat dla PiS w okręgu małopolsko-świętokrzyskim prowadzi pan pojedynek z posłem Tarczyńskim. Jakby się panu udało zdobyć ten mandat to widziałby się pan w jednym bloku z Marine Le Pen?

- To jest decyzja i prośba do wyborców, czy mandat trafi na Kielecczyznę czy do Małopolski. To ważne. To kwestia wiedzy, dostępu do informacji, funduszy unijnych. To też kwestia lobbingu dla naszego regionu. To się przełoży na reprezentowanie małopolskich interesów w UE. Czy się widzę z Marine Le Pen? To zależy od decyzji politycznych. Nie chcemy być w opozycji w Parlamencie Europejskim. Chcemy mieć wpływ na stanowiska, prawo i fundusze unijne. To jest ważne, żeby wspierać instytucje, inwestycje, kulturę, edukację. To realne rzeczy. Nie głosujemy na kogoś wirtualnego. Ważne jest głosowanie na ludzi z regionu. Oni będą wspierali nasz region.

 

Kilka dni temu Jarosław Kaczyński wrócił do sprawy reparacji wojennych. Mówił o tym, że Polsce należą się miliardy, może nawet bilion dolarów. To więcej niż pana wyliczenia. Ile tak naprawdę?

- Jesteśmy przed wyliczeniami. Raport jest zakończony. We wtorek chcemy podsumować prace zespołu. Ja znam kwotę. Ona jest bliska tej, o której powiedział prezes. Nie chcę jej ujawniać. Bezsporne jest, że w Parlamencie Europejskim sprawa reparacji powinna być podnoszona. Nasz raport powinien być przedmiotem debaty. Nie może być tak, że mówimy o praworządności, prawach człowieka, ale kreską odcinamy co się stało w 1939 roku. Tysiące poszkodowanych ludzi nie dostało nigdy złamanego centa od państwa niemieckiego. Jako kandydat PiS będę chciał problematykę reparacji uczynić jednym z moich postulatów w Parlamencie Europejskim.

 

Choć Parlament Europejski nie może nic zrobić ws. reparacji.

- Może nie może. To kwestia budowy koalicji międzynarodowych, konferencji. W Parlamencie Europejskim są przedstawiciele wszystkich krajów UE, też poszkodowanych przez Niemców. Tu jest pole do działań o charakterze koalicyjnym. UE nie może być głucha na taką sytuację. Ona poucza inne kraje, ale przymyka oczy na nieuregulowane roszczenia wojenne. Oczywiście Unia jest miejscem, które może być wykorzystane do umiędzynarodowienia tego tematu.

 

Raport o stratach wojennych ma zostać opublikowany 1 września, w 80. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Wtedy będziemy gościć prezydenta Niemiec. To odpowiedni moment na publikację raportu?

- To moje marzenie, żeby na 80. rocznicę wybuchu wojny wystawić Niemcom rachunek. To jednak decyzja polityczna. Władze naszego państwa będą musiały podjąć decyzję, czy ten raport będzie opublikowany 31 sierpnia, 1 września czy 2 września. To dobra data, żeby przypomnieć Niemcom o odszkodowaniach wojennych. Jakby one były zapłacone, dzisiaj w naszych gminach nie myślelibyśmy o kanalizacji, chodnikach. Byłyby inne wyzwania. To temat realny. Nasz kraj był niezwykle zniszczony podczas wojny. Nigdy nie dostaliśmy odszkodowania. Gdy ktoś mówi, że dostaliśmy wsparcie z UE to ja mówię, że to 1/10 tego, co są nam winni Niemcy.

 

Kilka dni temu apelował pan do Ministerstwa Kultury ws. orła z głowicy sztandaru I pułku Strzelców Podhalańskich, który został wystawiony na aukcji w Niemczech. Otrzymał pan odpowiedź z ministerstwa ws. zablokowania aukcji?

- Rozmawiałem z premierem Glińskim. On obiecał mi podjęcie działań. Ministerstwo Kultury wystąpiło do domu aukcyjnego w Monachium celem zablokowania tego. To jest nieprawdopodobna historia. Ten orzeł jest z proporca I pułku Strzelców Podhalańskich. Ten proporzec został przekazany przez prezydenta Mościckiego w 1929 roku Podhalańczykom. To nieprawdopodobna pamiątka dla wojskowości i dla naszego państwa. Gdy słyszymy, że niemiecki dom aukcyjny za 10 tysięcy euro chce to sprzedać, musimy mieć świadomość, że kwestia braku zwrotu przez Niemców zrabowanych naszych pamiątek jest żywa. To nie jest abstrakcja. Po 80 latach od najazdu na Polskę, na aukcjach w Niemczech i USA wypływają nasze pamiątki.

 

Otrzymał pan odpowiedź od przewodniczącej Rady Miasta Nowego Sącza – czyli swojej żony – ws. nadania nowemu mostu na Dunajcu imienia Lecha i Marii Kaczyńskich? Nieoficjalną odpowiedź na pewno pan otrzymał.

- Ta sprawa była przedmiotem postulatów mieszkańców. Oni zwrócili uwagę, że prezydent Lech Kaczyński, honorowy obywatel Nowego Sącza, nie ma żadnego miejsca, które by upamiętniało go. Stary most w ciągu obwodnicy północnej mógłby nosić imię Lecha i Marii Kaczyńskich. Rada miasta zdecyduje. Ciężko mi powiedzieć kiedy to będzie. Mieszkańcy Sądecczyzny, która ukochała prezydenta Kaczyńskiego, byliby dumni jakby ten stary most był imienia Lecha i Marii Kaczyńskich.

 

Po awanturze z Elżbietą Podleśną zapis w kodeksie karnym o obrazie uczuć religijnych powinien zostać zmieniony? Ta sprawa powinna przynieść refleksję co do kształtu tego zapisu?

- Nie. Nie ma zgody, żeby szaleni ludzie obrażali uczucia religijne chrześcijan w Polsce. Dla nas obraz Matki Boskiej jest święty. Nie ma zgody, żeby ktoś niewierzący naruszał nasze uczucia. Wszystkie religie są chronione przepisami prawa. Nie widzę powodu, żeby osoby, które celowo naruszają uczucia religijne, miały być bezkarne. To takie testowanie, na ile sobie można pozwolić. Nie widzę, żeby lewackie towarzystwa atakowały Muzułmanów i Żydów. Oni upodobali sobie atakowanie Chrześcijan. Nie będzie zmiany przepisów.