Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłanką PiS, Anną Paluch.

 

Obchody Narodowego Święta Niepodległości za nami. Wydaje się, że wspólne śpiewanie Mazurka Dąbrowskiego w południe połączyło rodaków. Jednak celebrowanie tego święta przez siły polityczne przebiegało osobno. Przez Warszawę w świetle i dymie rac przeszedł marsz niepodległości organizowany przez środowiska narodowe. W nim – według różnych szacunków – szło od 50 do 150 tysięcy osób. Prezydenta, premiera, prezesa PiS tam nie było. Dlaczego?

- Każdy ma prawo świętować jak uważa. Może wyjątkowo wyglądały te obchody rok temu. Było 100-lecie. Chcieliśmy zjednoczenia. Nie sposób jednak skłonić wszystkich do wspólnego świętowania. Obchody, które my urządzaliśmy 10 listopada w Warszawie, należycie uczciły święto. Mamy do czynienia z polką wokół Marszu Niepodległości. Warszawa ocenia, że była 1/3 uczestników niż w rzeczywistości. Jest zawierucha, ale ten marsz to była piękna manifestacja patriotyzmu. Należy się cieszyć, że Polacy coraz piękniej świętują 11 listopada. W wielu miejscach była masa uroczystości – biegi, kwiaty, msze święte. Te obchody były prawie wszędzie. To cieszy. Każde środowisko lokalne stara się organizować obchody. To piękna manifestacja niepodległości.

 

Nie ubolewa pani nad tym, że na czele takiego marszu nie kroczy prezydent, że to święto nie łączy? Sam prezydent wczoraj mówił o polskich obowiązkach od prawa do lewa. Środowiska narodowe tym marszem zawłaszczają Warszawę tego dnia.

- Nie określiłabym tego tak. Każdy może godnie, pięknie świętować. To powinno cieszyć. Nasza strona jednakowo docenia wszystkich ojców niepodległości. To cytat z Romana Dmowskiego. On mówił o polskich obowiązkach. Trzeba godnie docenić wszystkich ojców niepodległości. Piłsudskiego, Dmowskiego, Korfantego, Daszyńskiego... Ponad 100 lat temu, gdy trwała walka o odzyskanie polskiej państwowości, wszystkie siły polityczne potrafiły się zjednoczyć. Wszyscy aktorzy tamtych wydarzeń starali się schować do kieszeni animozje i walczyć o odrodzenie Polski. To powinien być przykład dla wszystkich Polaków.

 

W południe pierwsze posiedzenie Sejmu nowej kadencji. Otworzy je marszałek-senior Antoni Macierewicz. Będzie ślubowanie, wybór marszałka izby, dymisja rządu. Czego się pani tego dnia w Sejmie spodziewa? Tam powinno być spokojnie i bardziej obliczalnie.

- Obliczalnie będzie. Mamy spokojną większość. Niespodzianek nie będzie. Mogą być jednak ekscesy. Osoby z Lewicy w kampanii pokazały na co je stać. To było niesmaczne, oburzające. Można się spodziewać… Po moich czterech kadencjach w Sejmie spodziewam się większej ilości ekscesów.

 

176 nowych osób będzie w ławach poselskich obok pani. To będą debiutanci lub osoby wracające do Sejmu po latach. Obecność Lewicy sprawi, że kwestie ideologiczne będą znakiem rozpoznawczym tej kadencji?

- Należy się tego spodziewać. Widzieliśmy w kampanii to. Nie było sensownych propozycji, ale epatowanie lewicowymi zaklęciami. Lewica pójdzie w tym kierunku. Pamiętam lewicę w 2005, 2007 i 2011 roku. Lewica miała poczucie, że wiele nie zwojuje. Zachowywała się oględnie. Teraz cały czas jest wspierana skrajna lewica przez ugrupowania działające w Brukseli. Oni mają wiatr w żaglach i przekraczają zdrowy rozsądek.

 

O 16:00 nową kadencję zacznie Senat. Zgadza się pani z poglądem, że dopiero dzisiaj przekonamy się kto te wybory wygrał, bo przekonamy się kto wygra bój o Marszałka Senatu?

- Nie. Wybory wygrało PiS, które uzyskało wynik 48 senatorów. PO ma 43. PO skorzystała z fortelu i swoje 3 osoby wypuściła pod innym sztandarem, z własnych komitetów, bez kontrkandydatów. To niegodne. Panowie z zarzutami, którzy chowają się za immunitetem - to nie jest właściwe zachowanie. To ugrupowanie jest na scenie kilkanaście lat. Można się spodziewać po nich godnego zachowania. Wybory wygrało PiS. Jeśli ktoś będzie chciał się do nas przyłączyć to będzie dobrze. Wtedy będzie stabilna większość. Senat nie zablokuje naszych prac. On ma obowiązki, terminy. Senat musi brać udział w procesie legislacyjnym, nie urządzać pokazówki.

 

W tym momencie ma pani przeczucie, że urzędujący jeszcze marszałek Senatu Stanisław Karczewski z PiS będzie marszałkiem w nowej kadencji, czy Tomasz Grodzki, którego w tej roli chce widzieć zjednoczona opozycja?

- Zjednoczona opozycja kłóciła się w kampanii, a tutaj jedynym spoiwem towarzystwa jest antyPiS. To uderzanie w nas, nasz program. Ciekawa jestem jak panowie z PSL wytłumaczą się z lewicowej gorączki. Widzimy lewacką agendę w polityce. Jak panowie będą się czuli, jak zacznie się taniec wokół podwyższania wieku emerytalnego. Lewica i PO to zapowiadają. Widzę polityków Lewicy, którzy się pod tym podpisują. Nie ma spoiwa, które te kluby łączy. To próba natrętnego przeciwstawiania się programowi spokoju, rozwoju. My pokazaliśmy Polakom program rozwoju, tego, że na całym świecie jest spowolnienie gospodarcze. Trzeba się przygotować, żeby to polska gospodarka przeżyła. Mamy zdrowy program, perspektywę lepszego życia, budowy infrastruktury. Mamy program dla Polaków. Chcemy go realizować. Jeśli pozostałe ugrupowania będą chciały przeszkadzać, ich wyborcy to zobaczą.

 

W piątek, podczas prezentacji nowego kształtu gabinetu premiera, dowiedzieliśmy się, że dotychczasowe ministerstwo środowiska mają zastąpić dwa resorty. Jeden zajmie się zasobami naturalnymi. Na jego czele stanie Michał Woś. Drugie to resort ds. klimatu z ministrem Michałem Kurtyką. W poprzedniej kadencji zajmowała się pani sprawami ochrony środowiska, była pani wiceprzewodniczącą komisji. Jak ta zmiana wpłynie na działania w tych sprawach?

- Myślę, że nie wpłynie. Minister Kurtyka zajmował się tymi zagadnieniami. Kwestie klimatyczne zawzięcie podnosi Lewica, ale nie ma rozwiązań. My mamy zdrowe rozwiązania. Niekoniecznie ten podział się przekłada na podział merytoryczny w komisjach. Będzie dwóch ministrów na komisjach. Chodzą tam też inni ministrowie. Nie sądzę, żeby to wpłynęło. Kwestia wydzielenia spraw klimatycznych jest wtórna. Coraz więcej wagi przywiązuje do tego UE. Są nowe przepisy, regulacje w UE. Musimy się do tego zaadaptować.