Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z ministrem infrastruktury, Andrzejem Adamczykiem.

 

Wczoraj premier zdecydował, że nie leci do Jerozolimy na szczyt Grupy Wyszehradzkiej, na który został zaproszony przez premiera Izraela. To między innymi efekt wypowiedzi Benjamina Netanjahu w Warszawie o obciążaniu polskiego narodu współodpowiedzialnością za Holokaust. Dzisiaj szef kancelarii premiera Michał Dworczyk powiedział, że w ogóle udział polskiej delegacji w tym szczycie stoi pod znakiem zapytania. Mamy poważny kryzys w stosunkach Polski z Izraelem?

- Nie sądzę, że jest to oznaka poważnego kryzysu. Rzecz polega na obronie dobrego imienia Polski. To obowiązek rządu. Premier i rząd stale będzie bronił dobrego imienia Polski i Polaków. To co dzisiaj się dzieje to wynik wczorajszej wypowiedzi nowego ministra spraw zagranicznych Izraela, który zacytował wypowiedź byłego premiera Izraela, który kiedyś powiedział, że Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki. Takie sformułowania nie mogą przejść bez echa i reakcji. Dzisiaj premier zdecyduje w rozmowie z ministrem Czaputowiczem, czy ta wizyta w ogóle dojdzie do skutku, czy udział Polski w szczycie będzie miał miejsce.

 

Pamiętamy napięcie spowodowane nowelizacją ustawy o IPN sprzed roku. Potem była jednak duża zmiana, wspólna deklaracja premierów Polski i Izraela. Mapan teraz wrażenie, że znaleźliśmy się w punkcie wyjścia? Wielu komentatorów podkreśla, że w Izraelu ciąży kontekst zbliżających się wyborów.

- Nie sądzę, że to sytuacja zbieżna z tym, co działo się przed rokiem. Nie można jednak pozwolić, żeby kampania wyborcza w innym państwie miała wpływ na zniekształcanie historii, mówienie nieprawdy i kierowanie niesprawiedliwych sformułowań wobec Polski i Polaków. Premier reaguje jak powinien. Wszyscy tak powinni zareagować. Tak samo zareagowałyby inne państwa. Nie szukałbym tutaj elementów wspólnych z sytuacją sprzed roku. Mamy nadzieję, że strona izraelska, podobnie jak zrobił to wczoraj premier Netanjahu, w sposób jednoznaczny potwierdzi, że doniesienia prasy izraelskiej z połowy ubiegłego tygodnia były źle zinterpretowane. Mam nadzieję, że w czasie tej rozmowy padły też przeprosiny. To kolejne niezręczne sformułowania. To nie może przejść bez echa. Wpływamy na to, żeby takie sytuacje nie miały więcej miejsca. Mam nadzieję, że strona izraelska i premier Netanjahu zareaguje na wypowiedzi ministra.

 

Premiera nie będzie w Izraelu, ale za to premier będzie dziś mówił o swoim programie Piątka Morawieckiego. To pięć postulatów sprzed roku. Między innymi stworzenie funduszu dróg lokalnych. Będzie pan dzisiaj z premierem o 10:00 w podwarszawskim Raszynie. O tym programie będą panowie mówić?

- Tak. To jeden z elementów Piątki Morawieckiego, która 300 dni temu została ogłoszona. Będziemy mówili o wsparciu w modernizacji i przebudowie dróg, którymi codziennie się poruszamy. Z nich korzystamy najpierw jadąc do pracy, odwożąc dzieci do szkoły. To drogi gminne, powiatowe. Najczęściej one są użytkowane. Wsparcie rządu będzie szczególne wobec tych dróg samorządowych. Będzie też zdecydowanie wyższe niż w poprzednich latach. Dzisiaj zdecydowaliśmy, że trzeba przeznaczyć 36 miliardów złotych do 2028 roku. To niespotykana kwota dotychczas. Te drogi muszą być bezpieczne, muszą dawać pewność i przekonanie, że dotrzemy do celu i wrócimy do domu bez wypadków, bez dramatów, tragedii i utrudnień. Te drogi powinny być częścią bezpiecznego systemu komunikacyjnego.

 

Przypomnienie o realizowanych postulatach to mocny start kampanii do Parlamentu Europejskiego i jesiennej kampanii do Sejmu i Senatu?

- Nie. Nie traktujmy tego w wymiarze kampanii. To nasz obowiązek, żeby informować Polaków jakie zadania realizujemy. Gdyby popatrzeć w tej perspektywie jednej czy drugiej kampanii – jedna już się właściwie rozpoczęła – można powiedzieć, że kampanie są stale. O wyprawkach szkolnych, małym ZUS, programie Dostępność Plus mówiliśmy miesiąc temu, przed kwartałem i przed rokiem. To elementy programu PiS i naszych koalicjantów. Realizujemy je zgodnie z obietnicami. Dotrzymujemy słowa. To jest ten przekaz. To ważne, żeby obywatele byli poinformowani, jakie zadania realizujemy.

 

Związkowcy-taksówkarze zapowiadają poważny protest, który ma sparaliżować stolicę 8 kwietnia. Domagają się uregulowania przepisów związanych z działalnością pośredników w branży transportowej, głównie spod znaku firmy Uber. Zdoła pan ich przekonać, żeby nie blokowali Warszawy, czy sprawa jest przesądzona?

- Od dłuższego czasu trwały prace nad ustawą porządkującą kwestię transportu osób samochodami osobowymi. W ubiegłym tygodniu komitet stały przyjął ten projekt ustawy, która daje nadzieje na to, że działalność gospodarcza w tym zakresie będzie uczciwa, na tych samych warunkach dla wszystkich, także dla tej firmy, którą pan wymienił. Protesty taksówkarzy były zapowiedziane wcześniej. Jestem przekonany, że niebawem trafi ten projekt na posiedzenie rządu. Może będzie to jutro. Potem będzie Sejm, Senat, przyjęcie ustawy. To uspokoi emocje. Będziemy mogli mówić, że rynek przewozów jest uregulowany. Konkurencja będzie uczciwa. Nie będzie tak, że część osób wykonujących te usługi, nie płaciła podatków. Druga część musiała spełniać wysokie kryteria, warunki, płaciła podatki. Nie może być mowy o dwóch grupach – uprzywilejowanej i nieuprzywilejowanej. Staramy się nadążać za nowoczesnymi technologiami. Taką jest korzystanie z aplikacji w telefonach. Korzystamy z tego na co dzień. Regulacja tych kwestii jest jednoznaczna. Mam nadzieję, że po przyjęciu projektu tej ustawy, emocje zostaną całkowicie wychłodzone.

 

Jeszcze stan inwestycji kolejowych w Małopolsce, szczególnie linia specjalnej troski E30 na odcinku z Krakowa do Katowic. Przedstawiciele PKP PLK informują o co najmniej półrocznych opóźnieniach na wszystkich modernizowanych odcinkach tej trasy. PKP PLK deklaruje, że uda się dotrzymać terminu. Jest pan spokojny o to, że linia będzie gotowa do końca 2020 roku?

- Pan nazywa tę inwestycję linią specjalnej troski. Wszystkie linie kolejowe podlegające modernizacji są inwestycjami specjalnej troski.

 

Przyzna pan, że z tą linią są cały czas problemy.

- Były problemy do 2016 roku. Wtedy ruszyliśmy z inwestycją. Dzisiaj są kłopoty na poszczególnych obiektach, nie na całej inwestycji. Przed zimą nie zakończono pewnych robót. Stąd 2-3 miesiące, które zostaną nadrobione w sezonie budowlanym. Mam zapewnienie, że do połowy 2020 roku jedziemy po obu torach między Katowicami i Krakowem. Pociągi jadą maksymalnie 120 km/h. Do 2021 roku powinny się zakończyć działania związane z dopuszczeniem do pełnego użytkowania. Wtedy prędkość wzrośnie do 160 km/h. Te terminy nie są zagrożone. One determinują użytkowanie tej linii przez wszystkich. Ludzie ze Śląska i Małopolski czekają na to od lat.

 

W przypadku linii Podłęże-Piekiełko na początku roku podpisano umowę na pierwszy etap budowy i prace koncepcyjne. Ten harmonogram od początku będzie realizowany co do miesiąca?

- Chciałbym, żeby harmonogram był wyprzedzany. Takie są oczekiwania. Nie stanie się nic, co opóźni tę inwestycję. Podobnie na linii Kraków-Katowice. Jak są problemy, trzeba je rozwiązywać. Drobne opóźnienia można likwidować. Przy linii E30 dotyczy to konkretnych obiektów. Można tu nadrobić terminy. Przy linii Podłęże-Piekiełko i Chabówka-Nowy Sącz nic nie wskazuje, żeby coś się miało na tym etapie wydarzyć,