Strażnikiem sadów bez czarny był. Każdy sad wartowników u nas musiał mieć, tak jak każda strzecha swój mech mieć powinna. Mówili, że jak strzecha mchu nie ma, to łatwiej pioruny przyciąga. Mówili też, że bez czarny sad przed robactwem chroni. Mieliśmy sad, a w sadzie sześć jabłonek — mateczek, dwie śliwy, cztery grusze, pięć czereśni i dwie wiśnie. Liczyłem te drzewa każdej niedzieli. Rano na mszę do małego kościoła biegłem, a po mszy liczenie. Sześć, dwa, cztery, pięć, dwa. Razem drzew było dziewiętnaście. Tatko mówił, że tak ma być, że jemu się podoba taka liczba. Jakby było drzew dwadzieścia, to byłyby dwie dziesiątki, a każda skończona dziesiątka kusi, żeby następną zacząć. Jeśli drzew jest dziesięć i dziewięć, to wystarczy.
 
W radiowej bibliotece fragmentów ksiązki "Złodzieje bzu" czyta Paweł Sanakiewicz. Od 7 do 11 października o 11.45 i 22.50.