Niespełna dwa tygodnie temu odwiedziłam wraz dziećmi Groteskę, byliśmy widzami spektaklu "Ładne kwiatki".
Spektakl bardzo udany, zarówno dzieciom jak i mi bardzo się podobał. Czas ten uznałabym za bardzo udany, gdyby nie jeden aspekt.
Wyszliśmy z domu dość wcześnie, żeby przypadkiem się nie spóźnić, dzieci zmobilizowane maszerowały raźnie. Dotarliśmy do teatru ok 30 min przed rozpoczęciem spektaklu (mieliśmy jeszcze odebrać zarezerwowane wcześniej bilety). Czekamy. Dzieci grzecznie czekały, najpierw w "poczekalni", później na widowni. Przyszła godzina rozpoczęcia i nic. 10 minut po czasie dalej nic. Odpowiadam w kółko na pytania "kiedy się zacznie", tymczasem tabunami wchodzą spóźnieni widzowie. Spektakl zaczął się z 20 minutowym opóźnieniem, rozpoczęcie spektaklu nie zakończyło zasilania widowni. Widzowie wchodzili jeszcze przez 10 min, niektórzy nawet mieli aspiracje zajęcia wolnych miejsc w środkowych częściach rzędu (na szczęście zostali powstrzymani przez obsługę).


Zdaję sobie sprawę, że teatr nie ma wpływu na punktualność swoich gości. Ale ma za to wpływ na to, jak długo opóźniać spektakl oraz czy wpuszczać po jego rozpoczęciu. Dlaczego prawa widzów, którzy przyszli na czas łamane są przez spóźnialskich ? A co z moimi dalszymi planami ? (spektakl zakończył się odpowiednio później) Co z takiej sytuacji wyniosą dzieci ? Najprawdopodobniej, że punktualność jest przeżytkiem.
Na zakończenie... tydzień wcześniej byliśmy w planetarium w Warszawie. Już przy rezerwacji biletów dostaliśmy ostrzeżenie, że nie można się spóźnić nawet 1 minuty. Że osoby, które przyjdą za późno kategorycznie nie zostaną wpuszczone. Respektują te zasady. Da się ?

Nie wiem czy uznają Państwo poruszony przeze mnie temat za ważny. Wydaje mi się, że punktualności należy uczyć od małego. Skoro rodzice nie dają rady, to może potrzebne jest doświadczenie odejścia z kwitkiem z teatru...


Dominika