Ciąg nie do końca dalszy następuje po raz drugi. Już w opowieści „In The Wake Of Poseidon”, jak i w poprzedniej, tej o „McDonald And Giles”, raczyłem, że tak napiszę, wspomnieć iż jednym z efektów rozpadu pierwszego składu King Crimson, było powstanie innej wielkiej formacji – tria Emerson, Lake And Palmer. I o nim dziś poglęgolę. A ponieważ, o czym (jak sądzę) wie każdy, kto zadaje sobie trud czytania tej książki, Emerson, Lake And Palmer było najważniejszą i najsłynniejszą klasyczną supergrupą lat 70. XX wieku, to chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego ten tekst będzie podzielony na aż 5 części: pierwszą - o Emersonie; drugą - o Lake’u, trzecią - o Palmerze; czwartą - o początkowym okresie ich kolaboracji i wreszcie piątą – o drugim krążku zespołu - LP „Tarkus”.

Raz – Emerson, Keith Noel Emerson. Przyszły najwybitniejszy klawiszowiec rocka, całej historii rocka, urodził się 2 listopada 1944 r. w miasteczku Tadmorten w hrabstwie Yorkshire. W parę miesięcy później jego familia przeniosła się do Worthing w Sussex. Tu, ponoć już jako ośmiolatek, zaczął ze słuchu improwizować na stojącym w domu fortepianie. To dość szybko zaowocowało w miarę regularnymi, bo cosobotnimi lekcjami gry. Po 8 latach owych korepetycji Keith trafił do szkoły muzycznej West Tarring Secondary. Mniej więcej w tym samym czasie rozpoczęła się też jego przygoda z jazzem i rock’n’rollem. Oznaczało to, że gdzie i kiedy tylko mógł, udzielał się w najróżniejszych ansamblach wykonujących muzykę niepoważną. W końcu, a był to już rok 65, przeniósł się na stałe do Londynu, gdzie najpierw związał się z formacją T-Bones, a potem z The VIPs. Wreszcie po spotkaniu w czerwcu 67 gitarzysty Davida O’Lista, założył z nim grupę The Nice. Z nią, próbując m.in. łączyć rocka z klasyką, nagrał cztery długograje i dorobił się statusu super instrumentalisty.

Dwa – Lake, Gregory Stuart Lake. Przyszły posiadacz jednego z najpiękniejszych głosów rocka urodził się 10 listopada 1947 w Bournemouth w hrabstwie Dorset. Z okazji 12 urodzin dostał od mamy gitarę, na której zaczął się uczyć grać u miejscowego nauczyciela. Wtedy też poznał innego podopiecznego owego pedagoga... Roberta Frippa. Wprawdzie po ukończeniu szkoły (1963), jak wielu rówieśników poszedł „do roboty”, ale przez cały czas marzył o utrzymywaniu się z muzyki. Wreszcie mu się poszczęściło i związał się z zespołem o nazwie Unit 4, w którym nie tylko wiosłował, ale także śpiewał. Potem kolejno występował z The Timechecks, The Shame (z nimi po raz pierwszy nagrał singla) i z The Shy Limbs. W 1968 r. został członkiem grupy The Gods, w której wraz z nim grali m.in. późniejsi założyciele Uriah Heep – Ken Hensley i Lee Kerslake. No w styczniu roku następnego został zaproszony przez Frippa do tworzonego przez niego King Crimson.

Trzy – Palmer, Carl Frederick Kendall Palmer. Przyszły arcymistrz perkusji urodził się 20 marca 1950 r. Birmingham. Ponieważ prawie cała jego rodzina, począwszy od dziadków, a skończywszy na starszym bracie, była czynnymi muzykami, to nie ma co się dziwić, że już jako 11-latek trafił do szkoły muzycznej, w której z czasem zainteresował się bębnami. Potem mnóstwo się uczył (także prywatnie) i powoli coraz bardziej zbliżał się do jazzu oraz rocka. Od 1965 wspierał różne zespoły, z których najważniejszym był Chris Farlowe And The Thunderbirds. Natomiast w czerwcu 68 roku został zaproszony do formacji The Crazy World nieco szalonego wokalisty Arthura Browna (tego od nieśmiertelnego hitu „Fire”), z którego w rok później „uciekł”, aby z Vincentem Crane założyć Atomic Rooster. Z Atomowym Kogutem nagrał jego pierwszy album („Atomic Rooster”) i gdy wydawało się, że będzie jego stałym członkiem, niespodziewanie dostał propozycję przyłączenia się do tworzącego się właśnie tria Keitha Emersona i Grega Lake’a. Po kilku próbach powiedział: zgoda!

Cztery – Emerson, Lake And Palmer. Zalążek myśli o powstaniu tego zespołu zakiełkował w grudniu 1969 r. gdy podczas próby instrumentów w San Francisco spotkali się Keith i Greg. Ponieważ dotychczasowe ich zespoły (The Nice i King Crimson) akurat „się rozsypywały”, obaj zaczęli rozmawiać o zrobieniu czegoś razem. Kilka miesięcy później, już w Anglii zaczęły się poszukiwania odpowiedniego perkusisty. Początkowo myśleli o bębniarzu grupy Jimi Hendrixa – Mitch Mitchellu, ale w końcu z niego zrezygnowali (myślę, że m.in. dlatego, iż okazało się, że sam Jimi nie da się namówić na stałą z nimi współpracę) i zaprosili na próbę Carla Palmera. Potem: Carl w końcu się przyjął ich propozycje; przyjęli elektryzującą fanów nazwę ze złożenia swoich nazwisk; zadebiutowali (23.08.70) koncertem w Plymouth; wystąpili (29.08.70) na festiwalu Isle Of Wight; nagrali materiał na pierwszy album, który po wydaniu (20.11.70) odniósł wielki sukces i wreszcie (styczeń - luty 71) przygotowali swój drugi longplay – „Tarkus”.

Pięć – „Tarkus”. „Tarkusa” zaczyna „Tarkus”. Potężna jak jej bohater, czyli stwór będący połączeniem pancernika (zwierzaka) i czołgu, 20-minutowa suita, która jest wspaniałym przykładem jak łączyć brawurę wykonawczą z dramaturgią aby nie popaść w patos. To co pokazuje Emerson, grając na organach i syntezatorze, oraz Palmer kontrolowanie szalejący za bębnami, zapiera dech nawet w największych piersiach. A do tego co chwila pojawia się potężny, zaskakująco spokojny, górujący nad całością głos Lake’a (oczywiście nie tylko śpiewa i gra na basie, ale także bardzo pięknie podgrywa na gitarze solowej). Utworem nr 2 jest zabawny, pastiszowo-fortepianowy „Jeremy Bender”, po którym przelatuje dynamiczne i znów z fortepianem „Bitches Crystal” oraz organowo-nastrojowy „The Only Way (Hymn)”, który z kolei uzupełnia pyszny pianistyczny popis – „Infinity Space (Conclusion). No a potem mamy jeszcze hard-organowe „A Time And A Place” i rock’n’rollowe podziękowanie dla inżyniera dźwięku Eddy Offorda – „Are You Ready Eddy?”. 

 

 

 

Jerzy Skarżyński