„Zbliżenia”
Reż. Magdalena Piekorz
Prod. Polska 2014

„Pręgi” to była – oparta na prozie Wojciecha Kuczoka – bolesna historia chłopca i samotnego ojca, który bicie uznaje za jedynie słuszną metodę wychowawczą. A także o późniejszym już życiu chłopca, na którym, niczym pręgi, odcisnął się koszmar dziecinnych lat. I jeszcze przejmująca opowieść o miłości jako „leku na całe zło”. Później, również na podstawie scenariusza Kuczoka, nakręciła – utrzymaną w altmanowskiej poetyce (trzy wątki) – „Senność” (2008), przejmujące studium o marazmie codziennego życia, atrofii uczuć i samotności  (Złoty Klakier w Gdyni, nagroda publiczności w Nowym Jorku). Wspominam te dwa tytuły, bo „Zbliżenia”, których scenariusz napisała wspólnie z Kuczokiem,  w pewnym stopniu z nich wynika, choć w treści i formie są chyba najbardziej radykalne.

Oto Marta (Joanna Orleańska), atrakcyjna kobieta przed czterdziestką. Jest artystką, żoną oraz córką. I ta trzecia życiowa rola staje się dla niej najtrudniejsza, i najbardziej męcząca. Nadopiekuńcza matka (Ewa Wiśniewska) ingeruje nawet w jej szczególnie intymne chwile. Nie w złej wierze, broń Boże, a z miłości właśnie. Sytuację próbuje ratować Jacek (Łukasz Simlat), mąż Marty. Na próżno… Pomimo nieustannych kłótni matka i córka to dwie mocno „namagnesowane” względem siebie istoty, żadna z nich nie potrafi żyć na własny rachunek, ciągle przyciągają się do siebie, pomimo że koszty tej „grawitacji” stają się coraz większe.  

„Najbardziej zależało mi na tym, żeby pokazać sytuację, w której będąc blisko z drugą osobą, tracimy do niej dystans i często nie zauważamy, że coś niepokojącego się z nią dzieje. Czyli o miłości bez empatii. Marta nie odczytała sygnałów głębokiej depresji matki, nie dostrzegła, że kolejne próby oddzielenia się od matki są dla tej drugiej tragiczne, bolesne. W tym sensie matka, która wydaje nam się na początku filmu potworem, staje się w pewnym sensie ofiarą sytuacji. Słyszałam wiele opinii, że mój film jest opowieścią o złej matce, ale nie zgadzam się z tym. Gdy próbowałam sobie wyobrazić jej sytuację, zrozumiałam jej punkt widzenia. Przelała całą swoją miłość na córkę, teraz ją traci, czuje, że jej przeszkadza, i musi się z jej życia usunąć, bo inaczej będzie cały czas kulą u nogi. Ale uwalniając Martę od siebie, tak naprawdę zaciska jej pętlę, prawda? Równie dobrze to mógłby być tytuł...” –  wyznaje Piekorz.

 


Jerzy Armata