Zapis rozmowy Justyny Nowickiej z  Janem Nowickim.

 

Zaglądałam do radiowego archiwum. Jan Nowicki i Romana Bobrowska to był superduet.

- Myśmy dużo ze sobą pracowali. Nie wiem, jak ten okrąglak tutaj działa. Jak chodzi o działalność na ulicy Szlak, to tam to tętniło życiem. Tam Grotowski robił na zmianę z Bobrowską. Tam przychodziła Lidia Zamkow, wspaniali aktorzy. To nie były wielkie pieniądze, ale wielka nobilitacja. W radiu, my młodzi aktorzy, uczyliśmy się zawodu. W tej chwili tylu słuchowisk się nie nagrywa. Jak mogę coś mówić o radio, nie można mnie posądzić o męczącą miłość, to tu są fajni ludzie. Tu jest kulturalnie i cicho. To ma nastrój, w przeciwieństwie do telewizji.

 

PRZECZYTAJ WIĘCEJ O NOWYM SŁUCHOWISKU RADIA KRAKÓW

 

Praca z mikrofonem jest wyzwaniem. Środki aktorskie są ograniczone do głosu. Nie można zrobić nic ręką, nogą...

- Mój syn, jak pracowałem w radio, był zdziwiony, że ja nad kartką papieru tak długo pracuję. Mówiłem mu, że może być wiele wersji, ja pracuję nad jedną. Samo przygotowanie w moim zakresie możliwości polegało na tym, że ja maksymalnie się przygotowywałem w domu. Żadnego przeżywania przed mikrofonem nie było. Tylko kopulacja, tylko techniczne sprawy. Samo przeżycie zostawiałem w domu. To odpowiedzialny i groźny przeciwnik – mikrofon. On potrafi wyłowić słabości, ale też pomóc. Ludzie za szybą są ważni. Na szczęście oni są entuzjastycznie nastawieni do swojego zawodu. Kiedyś w Warszawie oni nie poszli do domów, ale cały czas nagrywali. To byli twórcy.

 

Te wartości przetrwały w mniejszych ośrodkach, w radiu?

- Mam nadzieję. Rzadko tu bywam. Pani wie, czy to przetrwało, czy nie.

 

Myślę, że tak.

- Młodo pani wygląda, ale wie pani, co się działo 15 lat temu. To piękne medium. Nie tylko dla chorych w łóżkach. Oni słuchają oczywiście i przywołują niesamowity świat, który radio potrafi wyczarować.

 

Opowiem słuchaczom, że jak Małgorzata Warsicka, która debiutuje w radiu, zobaczyła przygotowany przez pana tekst, to pobiegła po aparat, żeby to sfotografować.

- Z czego to się bierze? Z tego – proszę mnie nie posądzać o nieskromną skromność – że jak ja słucham Jerzego Treli, to jestem oczarowany. On ma fantastyczny głos, dużo większą ode mnie praktykę i może sobie pozwolić na mniejsze przygotowanie. Ja przy moich ograniczonych możliwościach muszę być maksymalnie przygotowany. Jak coś mnie nudzi, to muszę być super przygotowany, żeby nie myśleć o tym, że się nudzę.

 

Tekst Dukaja jest kontrowersyjny. To kontrowersyjne spolszczenie...

- Trudny tekst. Boję się mówić. Ludzie, którzy tłumaczą z angielskiego, znają świetnie dwa języki. Angielski i polski. Robią z tego cudowne konfiguracje. Ten tekst… Sam tytuł mnie przewrócił. Jesteśmy przyzwyczajeni całe życie do tego, że „niech z bólu ryczy rany łoś”, to niech nam nikt nie wstawia tam jelenia czy daniela. Dla mnie zawsze będzie „Jądro ciemności”. Nikt mi nie powie o sercu. To dwie inne emocje. Jądro brzmi jest do środka. Nie dyskutuję jednak z kimś tak fantastycznym jak pan Dukaj. Przeczytałem jego esej. On zrobił wszystko, żebym go nie zrozumiał. To trudny pan, ale młodszy ode mnie. Niech tak serio siebie nie traktuję.

 

Cieszymy się, że podjął pan wyzwanie. Pan przecież nie musi.

- Ja nigdy nic nie musiałem. Mój charakter polegał na tym, że zawsze robię to, co mi się podoba. Być aktorem i robić to, co każą? To zbyt żałosne. Conrad to Conrad. Liczy się dla mnie spotkanie z Jurkiem Trelą. Zmieniamy się…

 

Ale ciągle jesteśmy tym samym Jerzym Trelą i tym samym Janem Nowickim.

- Cieszę się. To jest w jakiejś sprawie. Jest dużo kanapek, ciastek, kawa, herbata. W radio zawsze była tylko mineralna.

 

Jak są goście, jest i kawa.

- Zapowiada się święto. Byliśmy wczoraj z Anią na filmie „Pojedynek”. Dzisiaj idziemy na „Smugę cienia”. Zobaczę w końcu Marka Kondrata. Ja tego filmu w ogóle nie widziałem. Jest jakieś święto pana Conrada. Trzeba zdjąć kapelusze i zrobić wszystko, co się da, żeby uczcić nieboszczyka.