Nowe przepisy zakładają wzrost kosztów pracy nawet o 30%. Już teraz francuskie organy kontrolne nadużywają prawa, nękając inspekcjami legalnie działające polskie firmy lub zmuszając je do płacenia horendalnych podatków - mówiła Hanna Stypułkowska-Gutierre Przewodnicząca Polskiej Izby Przemysłowo-Handlowej we Francji podczasd IV Europejskiego Kongresu Mobilności Pracy zorganizowanego w Krakowie:  

"Mamy w tej chwili przykład dużej firmy budowlanej z Małopolski, która została oskładkowana na 4 miliony euro. W tej chwili firma prowadzi postępowanie mającej na celu uchylenie decyzji administracyjnej. To tylko pokazuje działanie organów kontrolnych pod kątem finansowym" - twierdzi Hanna Stypułkowska-Gutierre. 

Małopolska obok woj. mazowieckiego deleguje najwięcej pracowników do pracy za granicą. Szacuje się, że to około kilkadziesiąt tysięcy osób. Polscy eksperci od prawa pracy i umów międzynarodowych nie ukrywają, że takie zabiegi są odpowiedzią na żądania populistów. Mają też drenować specjalistów polskiej branży inżynieryjnej, budowalnej, IT czy usług opieki nad osobami starszymi.  "Jesteśmy na przykład potentantem budowania basenów olimpijskich i największych elektrowni atomowych. Oczywiście przykre jest to, że zwykle robimy to jako podwykonawca, ale pracownicy zarabiają od 11 do 13 euro na godzinę, netto" - argumentuje dr Marek Benio wiceprezes Inicjatywy Mobilności Pracy. Jego zdaniem  komisarz może nie zrozumieć przekazu  symbolicznej nagrody. - "Dyrektywa, która może wejść w życie jest tym właśnie misiem z Barei" - podsumowuje.

Jak zauważa Radosław Gałka, właściciel firmy delegującej pracowników do Francji i Niemiec od 11 lat, już teraz instytucje kontrolne, będąc pod presją polityków i populistów, nękają inspekcjami przedsiębiorców. "W związku z nasileniem się takich praktyk, wraz z kolegami z branży złożyłem skargę do Komisji Europejskiej na rząd francuski. Takie działania polegają np. na tym, że francuska inspekcja pracy informuje naszych klientów, że działamy nielegalnie. Robi tak bez kontroli, bez żadnego postępowania. Zdarza się, że nasi kontrahenci odchodzą, bo dla francuskich przedsiębiorców inspekcja pracy jest świętością. W przypadku jednej z takiej sytuacji umowę rozwiązał ze mnie wieloletni klient, a ja na tym straciłem jakiś milion euro rocznie. Miesięcznie przechodzę kilka kontroli, mimo że cały czas działam wg podobnego modelu biznesowego" - mówi Radosław Gałka. 

Przedsiębiorca dodaje, że jako prezes firmy delegującej, nie boi się drenażu pracowników, bo ci zarabiają w jego agencji wyższe stawki niż te, które otrzymują francuscy pracownicy na podobnych stanowiskach. Poza tym Polacy są przywiązani do rodzimych firm, w których czują się bezpiecznie. "Fachowców brakuje wszędzie także w Polsce, a debata w Brukseli jest, że tak powiem - w chmurach" - kwituje prezes agencji.

Polscy europarlamentarzyści również sprzeciwiają się wprowadzeniu nowelizacji podobnie jak politycy z m.in. Bułgarii, Czech, Danii, Estonii, Węgier i Łotwy. W sumie 11 krajów Unii - w tym Polska - złożyły formalne ostrzeżenie dla Komisji Europejskiej, tzw. "żółtą kartkę". Na razie nowe przepisy są konsultowane. Miałyby wejść w życie najwcześniej w przyszłym roku. 

Debata w Parlamencie Europejskim przypomina bitwę Dawida z Gioliatem. - "We frakcji EPP, która jest liberalna i mogłaby głosować przeciw dyrektywie są również Francuzi, którzy nowelizację  definitywnie poprą. Nie wiadomo z kolei jak jak zachowają się członkowie Sojuszu Socjalistów i Demokratów, którzy mogliby poprzeć propozycje Komisji. W partii są jednak posłowie z państw Europy Środkowo-Wschodniej, będące  podobnej do Polski sytuacji " - zastanawia się wiceprezes Inicjatywy Mobilności Pracy. 

We wtorek  odbyła się kolejna debata w europarlamencie, interesów polskich, w tym małopolskich  przedsiębiorców bronił właśnie dr Marek Benio.

 

(Joanna Gąska/ew)