Jak mówił, to pierwszy pomysł, który opiera się o rachunek ekonomiczny. Jego zdaniem rząd powinien przymusić banki do przyjęcia tego typu rozwiązań, bo klienci tracą, a banki cały czas zarabiają na różnicy kursów.

 

Zapis rozmowy Jacka Bańki z profesorem Mariuszem Andrzejewskim z Uniwersytetu Ekonomicznego.

Jak pan ocenia pomysł KNF, żeby przewalutować kredyty według kursu z dnia zaciągnięcia? To co frankowicz by zaoszczędził musi zwrócić bankowi.

- Pozytywnie to oceniam. To pierwszy pomysł, który opiera się o rachunek ekonomiczny. To wymaga przeliczenia. Ktoś wziął w 2008 roku kredyt na 300 tysięcy złotych, ale we frankach. Na konto zostały mu przelane złotówki. W danym banku, w którym wziął kredyt we frankach, były wtedy też kredyty w złotówkach. Mamy się zatem wrócić do tego momentu. Trzeba policzyć ile kredytobiorca zapłaciłby w ratach do dzisiaj w złotówkach a ile we frankach. Mówimy, ze frankowicze płacili mniej. Od dzisiaj kontynuowałby kredyt w złotówkach, wypłacając różnicę we frankach.

 

To jest opłacalne? Jest też tak, że frankowicze szybciej spłacają kredyt.

- Frankowicze dobrze spłacają, nie wiem czy szybciej. To sytuacja, w której mówi się, że są różnice między grupami kredytobiorców. Ta sytuacja pozwala wyrównać różnicę, ale wypowiem się przeciwko wszystkim, którzy są za niepomaganiem frankowiczom. Jest ich już coraz mniej, ale słyszeliśmy głosy, że nie należy im pomagać. Tak nie powinno być. Jak ktoś wziął kredyt w złotówkach i skorzystał z programu rządowego „Rodzina na swoim” to dostał dofinansowanie od państwa. Może należy frankowiczom, którzy wzięli kredyt n na swój pierwszy dom, kazać dopłacić różnicę, ale pomniejszoną o kwotę, którą młodzi uzyskali z systemu? To rachunek ekonomiczny. Możemy liczyć.

 

Przeczytaj całą rozmowę Jacka Bańki z prof. Mariuszem Andrzejewskim