Kompozytora, który uznany został przez Stalina za „wroga ludu”, żegnało kilka osób. Co należy uznać za akt odwagi. Żona kompozytora - hiszpańska śpiewaczka odbywała wtedy karę, zaaresztowana za „szpiegostwo”, gdy próbowała wysłać pieniądze do matki w Hiszpanii i została skazana na 20 lat obozu.

Tak 7 marca 1953 wspominała wybitna śpiewaczka - Galina Wiszniewska: „Ulice Moskwy były zatarasowane, wstrzymano komunikację. Niemożliwe było wynajęcie samochodu, dlatego wielką trudność sprawiało przewiezienie trumny z ciałem Prokofiewa z jego mieszkania na wąskiej uliczce niedaleko Teatru na ulicy Miusskiej. Tam miały się odbyć uroczystości żałobne. Wszystkie kwiaciarnie i oranżerie były puste. Kwiaty wykupiono dla wodza i nauczyciela wszystkich czasów i wszystkich narodów. Nie udało się kupić nawet wiązanki dla wielkiego kompozytora rosyjskiego. W gazetach nie znaleziono miejsca, żeby zamieścić jego nekrolog. Wszystko należało do Stalina nawet ciało zaszczutego przez niego Prokofiewa. Na ulicy Miusskiej, w mrocznej, wilgotnej sali było prawie pusto - stali tylko bliscy przyjaciele, którzy mieszkali w pobliżu lub zdołali przedrzeć się przez kordony".

Stalin prześladował wielkiego artystę nawet po śmierci. W histerii, która po śmierci „Wodza Narodów” ogarnęła państwa komunistyczne, mało kto miał odwagę, by uczcić pamięć jednego z największych kompozytorów XX wieku. Jednym z nielicznych był wybitny polski dyrygent
Grzegorz Fitelberg, który podczas próby kierowanej przez siebie Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach (niebawem staną się one Stalinogrodem) poprosił wszystkich o wstanie z miejsc. I przemówił: „Wczoraj w Moskwie zmarł wielki radziecki... kompozytor – Sergiusz Prokofiew. Proszę o uczczenie go minutą ciszy.” A po dłuższej przerwie odwrócił się w stronę pierwszego skrzypka i scenicznym szeptem dorzucił: „Podobno Stalin też umarł...”

Tak - Stalin umarł, a Prokofiew żyje w swojej muzyce.

Uwielbiamy jego balet „Romeo i Julia”. Jego fragment od paru lat wykorzystywany jest często w reklamach (od piwa po telekomunikację):

Brytyjskie trio Emerson Lake and Palmer, które uwielbiało sięgać po klasyczne tematy, tak interpretowało ten fragment:

Sting też sięgał po muzykę kompozytora:

To piosenka z jego pierwszej płyty:

Ach i jeszcze pani Martha:

I Sting z Claudio Abbado:

I David Bowie:

A tu (1910-12) chyba antycypował powstanie Mistrza i Małgorzaty:

 

Prokofiew wpisał się też w historię Krakowa, bo to właśnie nasza opera jako jedyna w Polsce ma w repertuarze niezwykłe jego dzieło - "Miłość do trzech pomarańczy". Trzy lata temu ta opera, która pierwszy raz pokazana została w Chicago w 1921 roku, miała właśnie w Krakowie swoje polskie prawykonanie. Tak recenzowała to wydarzenie w Radiu Kraków Justyna Nowicka : "Miłość do trzech pomarańczy" RECENZJA