W Polsce, niestety, kolejne tak zwane "super mecze" zaczynają tak właśnie wyglądać. Płacimy spore kwoty, aby znana europejska drużyna łaskawie do nas zajrzała, zagrała w nie do końca najmocniejszym składzie i w zasadzie odbębniła mecz z obowiązku. A najgorzej, jeśli takie spotkanie jest częścią zapłaty za zawodnika. Tak było w przypadku Legii i Arsenalu (transfer Fabiańskiego) i Lecha z Borussią Dortmund (Lewandowski).

To miło, że Kanonierzy zagrali w Warszawie, ale przecież chwilę wcześniej Wisła Kraków walczyła z Tottenhamem i Fulham. Może to nie są najbardziej znane drużyny angielskie, ale jednak angielskie. "Super mecz" Lechii z Barceloną też wywołał w Krakowie litościwy uśmiech, bo przecież parę lat wcześniej ta sama Wisła rywalizowała z Barcą w eliminacjach Champions League i u siebie nawet wygrała. Na ławce trenerskiej siedział wtedy Pep Guardiola. W ostateczności zrozumiem jeszcze mecz Lechii z Juventusem. Bo powiedzmy, że to z okazji pamiętnej rywalizacji z Pucharze Zdobywców Pucharów z 1983 roku.

Ale w pozostałych przypadkach powinniśmy się zwyczajnie szanować. Rywalizować z najlepszymi w Europie w oficjalnych meczach o punkty. Albo w towarzyskich turniejach, za które można zapłacić, ale nie po to, by łaskawie z nami zagrano (swoją drogą to okropne: przedstawiciel agencji organizującej mecz Lechii z Juve musi publicznie zapewniać, że Włosi przyjadą w "możliwie najsilniejszym składzie").

Tak więc drogi panie pełnomocniku prezydenta Krakowa do spraw sportu! Odwołanie meczu Cracovii z Wolfsburgiem to żaden skandal, zaś wycofanie się z dołożenia 300 tysięcy do tego interesu jest rozsądną decyzją z kategorii "lepiej późno, niż wcale". Jeśli Cracovia utrzyma formę z drugiej rundy poprzedniego sezonu, to za rok czołowe europejskie kluby same tu przyjadą. Staną na głowie, żeby wygrać i na pewno niejedna telewizja to pokaże...

 

 


Maciej Skowronek