Tuż obok mnie dwa młode małżeństwa z dziećmi. Jedna z kobiet zarzuca mężowi, że nie zawsze uczęszcza na niedzielne nabożeństwa, ten tłumaczy, że to nieprawda. Dzieci zaczynaja marudzić, więc mamy na nie kierują swoją uwagę, a panowie zaczynają rozmawiać o remoncie mieszkania.

Dowiaduję się, że remont łazienki dobiegł końca, a także co zostało zrobione i co jeszcze zrobione będzie. Nagle jeden z panów pyta drugiego, jak się pozbył gruzu. Ten, zupełnie się nie krępując tym, że jest w miejscu publicznym, z dumą informuje, że zapakował gruz do 20-litrowych worków i podrzucał je nocą do pobliskich śmietników. Rozmówca wyraża aprobatę dla sprytu kolegi. Dzieci słuchają i uczą się...

Tego samego dnia zauważam obok śmietnika na moim podwórku porzuconą starą kanapę i połamane meble. To nic nowego. Ciągle ktoś nam podrzuca - nocą właśnie -  krzesła, umywalki, sedesy, lodówki i pralki. Żeby się tego pozbyć musimy z sąsiadami zamówić transport na wysypisko i oczywiście za niego zapłacić. A podrzucający są zapewne - jak ci panowie z tramwaju - dumni ze swojej przedsiębiorczości.

Cwaniak podrzuca - frajer płaci.

Wieczorem obok śmietnika pojawia się samochód na podkrakowskich numerach rejestracyjnych z przyczepką. Na przyczepce leży stara szafa i stolik.

- Widocznie niesprawiedliwie kogoś oceniłam - myślę -  zostawił meble, ale podjechał samochodem, żeby je wywieźć. Niestety, rano nie ma samochodu  - za to w towarzystwie kanapy i mebli spoczywa zawartość przyczepki.

Czyli nie wywiózł, tylko dorzucił.

Taka zabawa w kotka i myszkę trwa od kilku lat. Nie mamy wyjścia. Postanowiliśmy zamontowac monitoring.