Kto ma czas spędzać wiele godzin na balkonie? Raczej nikt, ale cóż robić kiedy nie da się pracować, ani wykonywać prostych domowych czynności jak sprzątanie i gotowanie? Na dodatek pogoda piękna, kwiaty wiosennie rozkwitły, przed oczami widok na ogromne podwórze z kieszonkowym parkiem pełnym starych drzew, kwitnących krzewów i ... niewielkim parkingiem, który kusi tych, którzy chcą na drodze wewnętrznej zaparkować bezpłatnie, choć nielegalnie. Sąsiedzi zazwyczaj czuwają, ale dodatkowy strażnik się przyda, od czasu do czasu rzucam więc leniwie okiem znad kart książki z mojej "myśliwskiej ambony". Cisza, ptaki śpiewają rozkosznie, słońce grzeje, kwiaty pachną, kawa w kubku też, pierwsze truskawki leżą sobie i czekają, cudnie jest...

Aż tu nagle... ghrghrrrpfffff. Na parking wtacza się stare BMW z rozwalonym silnikiem / z rodzaju Niemiec płakał jak sprzedawał/ i zatrzymuje się krzywo, zajmując dwa miejsca. Rejestracja krakowska, ale auto ewidentnie obce. Przyglądam się więc kto z niego wysiądzie, ale nie wysiada nikt. Samochód stoi, słońce coraz bardziej przygrzewa, nic się nie dzieje. Co u diabła, samochód - widmo bez kierowcy? Mija godzina. Nic się nie dzieje, nikt nie wysiada. Coraz częściej rzucam okiem, bo sprawa zaczyna być co najmniej dziwna. Wreszcie drzwi się otwierają. Facet chyba nie wytrzymał upału. Z samochodu wysuwa się obuta noga, ale po chwili sandał spada na parking, a noga wędruje na okno. Bosa. Nic się nie dzieje. Facet siedzi w ciszy, noga się wietrzy. Mija druga godzina.

Nic się nie dzieje, jak w Rejsie. Ptaki, kwiaty, drzewa, BMW, noga, facet, droga na Ostrołękę - przepraszam, droga wewnętrzna. Mija trzecia godzina. Zaczynam sobie przypominać wszystkie przeczytane kryminały. Człowiek mafii czeka na ofiarę, zaraz padną strzały, a może go otruto i leży tam sztywny, upał coraz większy, może byc nieciekawie. Noga się jednak porusza, reszta osobnika również, wyciąga cążki i zaczyna sobie obcinać paznokcie u nogi opartej o okno. Interesujące zwyczaje. Po trzech godzinach wysiada, obchodzi samochód, klepie go pieszczotliwie, odpala ghrpfpfpfghrts, wysiada i idzie w stronę jednej z klatek schodowych, otwiera drzwi kluczem i wchodzi do środka.

Wieczorem, idąc na spacer z psem, zbliżam się do samochodu. Pociągam nosem, w bagażniku chyba nie ma nieboszczyka, za to na klapie, tuż obok pordzewiałego nakola, naklejka. Seksowna panienka w kusej spódniczce, z długimi nogami i włosami oraz obfitym biustem i napis - Kobiety kochają BMW. No, no, nieźle...

Następnego dnia sytuacja się powtarza. Facet godzinami siedzi w samochodzie, jakby go pilnował, co jakis czas na krótko wyjeżdża, wraca i siedzi nadal. To samo trzeciego dnia. Wszystko w ciszy, czwartego dnia chyba nie wytrzymuje z nudów i włącza płytę z muzyką poirytowanych Murzynów, ale po rosyjsku. Rap po rosyjsku to dla mnie za dużo - włączam Beethovena. Dość głośno. Beethoven morduje rosyjski rap. Człowiek pojął aluzję i zapada cisza. Po kolejnej godzinie z samochodu wysuwa się ręka ze śmieciami, które wrzuca pod auto. Bo nie widać. Ghrpstrghf - odjeżdża, śmieci zostają. Wychylam się z balkonu i widzę, że w ten sposób musiał się pozbywać śmieci juz wcześniej, bo cały parking jest nimi zasłany. Wraca po kilkunastu minutach i wreszcie się odzywa - dzwoni do kogoś, mówi po rosyjsku. Myśli, że nikt nie rozumie, więc mówi bardzo głośno. Pechowo rozumiem i słyszę, że musi mieć kłopoty z pracą i zapłatą za coś. Mam dość. Kiedy znika za drzwiami klatki schodowej, schodzę na podwórko i robię zdjęcia. Zjawia się po sekundzie. Biegnie wyraźnie przestraszony i krzyczy - co pani robi? Pokazuję palcem śmieci i znak z zakazem postoju dla osób bez identyfikatora strefy i odpowiadam zgodnie z prawdą, że dokumentację. Bardzo grzecznie tłumaczy, że zaraz posprząta i że on tylko na chwilkę tu stanął i zaraz odjeżdża. Stoi pan tu piąty dzień - mówię i widzę go po raz ostatni.

W Krakowie, również w mojej okolicy, coraz więcej Ukraińców. Polacy wyjechali pracować za Zachód, ich miejsce zajmują sąsiedzi zza wschodniej granicy i bardzo dobrze. Dla nich zarobek w Polsce oznacza lepsze życie w ich kraju. Przykre tylko, że ludzie wykształceni często wykonują najprostsze prace, ale przecież takie same prace wykonywali kiedyś Polacy w Anglii, czy Niemczech, a teraz pracują zazwyczaj zgodnie z wykształceniem. Tak będzie pewnie z Ukraińcami. Trzeba tylko dopilnować by nie pracowali, jak my kiedyś, na czarno. Nie tylko nie zarobi na tym nasz budżet, ale i oni nie będą mieć żadnego zabezpieczenia.

Dziwi jeszcze jedno. Wokół nie słyszę języka ukraińskiego a rosyjski. Rozumiem, że wszyscy Ukraińcy znają rosyjski, ale dlaczego rozmawiają w tym języku między sobą?