Taki spektakl urządziła mi energooszczędna żarówka znanej firmy / choć zapewne produkowana tysiące kilometrów od Europy/. Huknęło, jakby ktoś rzucił granatem, wywaliło korki i w mieszkaniu i na korytarzu.
Wcześniej kupowałam żarówki starego typu w małym sklepiku w centrum miasta. Jego właściciel namawiał do robienia zapasów, bo powoli będą z rynku znikać. Z jego sklepiku nie zniknęły, nadal ma je w sprzedaży, ale nie opłaca się ich kupować, bo żywotność mają kilkunastodniową.

Wyboru nie ma - trzeba kupować energooszczędne, podobno ekologiczne, choć z ekologią niewiele mają wspólnego. Trzeba je utylizować w odpowiedni sposób, ale nikt nie odnosi zużytych do specjalnych punktów. Lądują w śmietnikach zamaskowane innymi odpadkami.

Jeśli nie chcemy przebywać w pomieszczeniach oświetlanych jak prosektorium. musimy kupować te o wiele droższe, o naturalnym świetle. Naturalne jednak do końca nie jest, a żarówki śmierdzą i dają mniej światła.

Trzeba się przyzwyczaić do tego, że nie będziemy mieć latami tych samych odkurzaczy, lodówek, pralek. Urządzeń takich nie opłaca się naprawiać, a psują się zaraz po zakończeniu okresu gwarancyjnego. Z rozrzewnieniem wspominam pralkę amerykańskiej firmy, którą kupiłam w 1990 roku. Miała 7-letnią gwarancję ! Pracowała codziennie, czasem nawet kilka razy dziennie, piorąc wszystko od jedwabnych bluzek i swetrów z angory, przez zasłony i dywaniki. Po 20 latach rozsypało się łożysko i do dziś żałuję, że zamiast je wymienić, kupiłam nową pralkę. Energooszczędną oczywiście.

Teraz co mam zrobić, robię przy dziennym świetle, a kiedy zapada zmierzch siedzę z książką, lub przy komputerze, przy małej lampce, w półmroku - jak kiedyś moi przodkowie przy lampie naftowej.
Prąd oszczędzam, ale czasem mam ochotę powtórzyć ostatnie słowa Goethego - Mehr Licht *  -  więcej światła. Nie tylko w sensie dosłownym, ale przede wszystkim w tym ukrytym.