Nie zareagował na machnięcie ręką, zignorował poruszaną wiatrem firankę, minął mnie obojętnie i wleciał do pokoju. Zabzyczał złowieszczo i zaczął zwiedzać. Skierował się bez zastanowienia ku ścianie pokrytej półkami z książkami. Zachował się jak rasowy czytelnik. Zajrzał tu i ówdzie, przy niektórych tytułach przystanął, inne minął pogardliwie.

A cóż to za dziwadło? - pomyślałam i zaczęłam obserwować jego, coraz dziwniejsze, zachowanie.

Usiadł na portrecie Piłsudskiego. Zadumał się przez chwilę nad naszą historią, szybkim marszem legionowym obszedł całą ramę i przeleciał na fotografię mojego dziadka. Zupełnie logiczne posunięcie - dziadek był w Legionach, oficerską nominację dostał od samego Piłsudskiego, walczył u jego boku w wojnie polsko-bolszewickiej, ale skąd wiedział o tym tajemniczy osobnik?

Robi się coraz ciekawiej... Stworzonko zrobiło kilka okrążeń nad półką z historią międzywojenną i poleciało dalej. Zawahało się przy Czasie przeszłym dokonanym Jana Meysztowicza, zajrzało za Alfabet Rokity i stanowczym krokiem wlazło za Małą maturę Majewskiego. Posiedziało tam chwilę i bez słowa zakończyło wizytę.

No dość tego dobrego, co za bezczelność, żegnam pana ozięble - zamknęłam okno. Wrócił po kilkunastu minutach z kolegą. Bardzo się zdziwił, że okno zmknięte i zaczęli się we dwójkę energicznie dobijać. Naprawdę!  Jak dwóch namolnych pijaków, którzy wracając z imprezy, pomylili adresy.

Ki diabeł? Szybko zidentyfikowałam osobnika - to gliniarz naścienny, owad, który przybył do nas z Azji. Nie jest groźny dla ludzi, nie żądli, natomiast jego przysmakiem są pająki. A, to co innego, zapraszam serdecznie! Otworzyłam okno.

Axel - bo takie otrzymal imię po gliniarzu z Beverly Hills - odwiedza mnie systematycznie, zazwyczaj sam, czasami z kolegą Billym, wchodzi za Małą maturę i nie wnikam co tam robi. Może zakłada posterunek, może kokon, z którego wyklują się nowe gliniarze.