To zresztą specjalność nie tylko naszych południowych sąsiadów. W ten niekonwencjonalny sposób ziemski padół opuścił m.inn. florencki patrycjusz, odpowiedzialny za spisek przeciw Medyceuszom.
Nie wszyscy wylatujący jednak ginęli - w praskiej defenestracji, tej z wieku XVII, pomimo kilkunastometrowego lotu z okna Zamku na Hradczanach, przeżyli. Zostali bowiem wyrzuceni z sali jadalnej i miękko wylądowali na stosie odpadków, które w ten sam sposób opuściły tę salę wcześniej.

I tu dochodzimy do sedna sprawy. Krakowianie defenestrują nie przeciwników politycznych, czy religijnych, ale resztki pożywienia. Choć nie tylko...
Swego czasu obserwowałam zachowanie pewnej patologicznej rodziny, która w chwilach wzburzenia emocjonalnego wyrzucała przez okna elementy wyposażenia mieszkania.Pewnego razu, efektownym lotem koszącym, pokój opuściła płonąca wersalka, chwile później - już drzwiami - gość domowników z nożem w plecach. Po prostu  performance!

To jednak przypadek skrajny. Codzienne defenestracje są zupełnie prozaiczne. Do najpopularniejszych należy pstryknięcie niedopałkiem. Po co smrodzić w mieszkaniu, kiedy można palić wychylając się przez okno a następnie, od niechcenia, pstryknąć petem. Fantastyczne jest później wydłubywanie ich ze skrzynek z kwiatami, albo wyciąganie żarzącego niedopałka z psiej sierści.

Najczęściej jednak krakowianie pozbywają się w ten sposób odpadków, które powinny się znaleźć w koszu na śmieci a nie na trawniku, czy chodniku pod oknem. Tu inwencja jest nieograniczona. Od butelek i pustych opakowań, przez żarówki do przypalonych garnków.
No i oczywiście resztki jedzenia. W takim przypadku, przyłapani na niecnym procederze tłumaczą, że dokarmiają pieski, kotki, lub ptaszki.

Bezdomnych psów w naszym mieście na szczęście nie ma a koty, czy ptaki raczej nie zjedzą kości, spleśniałego chleba, czy zgniłych jarzyn.
Ale, jak widać, wygodniej otworzyć okno i cisnąć, niż pofatygować się do śmietnika.