Nie jest to okrągła rocznica, ale trudno o niej nie pamiętać. 68 lat temu, 5 marca zmarł Sergiusz Prokofiew. Choć od śmierci kompozytora minęło już wiele lat, to jego muzyka przeszła próbę czasu; ciągle fascynuje, zaskakuje, wzrusza i zachwyca kolejne pokolenia perfekcją, harmonią, melodyką i humorem. Niewielu było twórców, którzy rzemiosło muzyczne mieli opanowane aż do takiej perfekcji. Nie wielu było też takich, którzy by orkiestrę – ten najbardziej tajemniczy instrument – potrafili tak doskonale wykorzystywać, pokazując jej nieprawdopodobne możliwości. Muzyka Prokofiewa wypełnia sale koncertowe ale też wdziera się do naszego codziennego życia będąc w reklamach, dzwonkach telefonów, grach komputerowych.

Pochowano go dwa w dwa dni później, 7 marca 1953 roku, na Cmentarzu Nowodiewiczym w Moskwie, w gronie około 40 osób, najbliższych przyjaciół. Nie było w prasie wielkich artykułów, ledwo zamieszczono małe wzmianki. A wszystko dlatego, że tego samego dnia – 5 marca – zmarł Józef Stalin. Żałoba w Związku Radzieckim i w krajach bloku wschodniego po Stalinie, przysłoniła śmierć muzycznego geniusza. Kompozytor żegnany był więc w ciszy, bez pompy. Odszedł niezauważony, pozostawiając po sobie muzykę, która stała się klasyką XX wieku.

Przez ostatnie 20 lat żył w cieniu Stalina. Początkowo wielbiony i rozpieszczany jako czołowy kompozytor Związku Radzieckiego, szybko popadł w niełaskę. Został oskarżony o „formalizm” i nie pomogło nawet złożenie samokrytyki: „Widocznie nie udało mi się jeszcze w pełni przezwyciężyć wpływów zachodniej formalistycznej muzyki”. Chciał komponować, co było motorem jego życia, dlatego zaaprobował styl narzucony przez władzę: uproszczony, zredukowany, obliczony jedynie na popularność wśród mas. Sprzeniewierzył się sobie, zaprzeczył. Gasł powoli uwikłany w politykę.

A polityki nie znosił, nie rozumiał i nie chciał się nią zajmować. Fascynowała go muzyka i tylko muzyka. Choć lubił literaturę, szachy, teatr, bridża i samochody – nic się poza muzyką dla niego nie liczyło. Twórczość była dla niego sensem życia. „Dla niego żyć, znaczyło pracować” – mówiła jego druga żona Mira Mendelssohn.

Zastanawia jak to się stało, że zdecydował się wrócić z emigracji, z Francji do Związku Radzieckiego. Czy żałował?. Decyzję o powrocie podjął w 1932 roku, ale do Moskwy przeprowadził się z całą rodziną dopiero w 1936 roku. Dlaczego tak się stało? Nie napisał tego w autobiografii, więc możemy się jedynie domyślać, że zachłysnął się wyobrażeniem o randze sztuki i kultury w Związku Radzieckim i pozycją jaką mu obiecywano.

Dziś trudno uwierzyć, że już w 1936 roku teatr w Leningradzie zerwał kontrakt na muzykę do baletu „Romeo i Julia”, twierdząc, że kompozycja Prokofiewa nie nadaje się do tańca. Niewiarygodne, że to dotyczyło baletu, który pod względem muzycznym jest hitem XX wieku. Prapremiera odbyła się dwa lata później, w 1938 roku, w Brnie w teatrze Na Hradbach. Zresztą 1938 rok to był ostatni moment kiedy pozwolono Prokofiewowi wyjechać ze Związku Radzieckiego. Odbył wtedy podróż koncertową: był w Czechosłowacji, Francji, Anglii i USA. Później już nigdy nie udało mu się opuścić kraju.

Jego utwory stawały się obiektem coraz ostrzejszej krytyki. Dotyczyło to np. II i III Symfonii albo „Suity scytyjskiej”. Widać było, że Prokofiew się miotał, że coraz bardziej był krępowany. Z jednej strony podejmował gatunki zalecane przez ówczesną politykę kulturalną, takie marsze czy masowe pieśni, a z drugiej jednak bronił wolności komponowania.

Niemniej paktował z władzą, a przynajmniej próbował iść na kompromisy. Napisał utwory, które służyły władzy, jak chociażby "Kantata na cześć XX-lecia Rewolucji Październikowej" do tekstów Marksa, Lenina i Stalina oraz do fragmentów konstytucji ZSRR, czy napisana na 60. urodziny Stalina kantata "Zdrawica”.

Nie uchroniło to jednak kompozytora od represji. Po krytyce Związku Kompozytorów w 1948 roku większość jego dzieł przestała być wykonywana, a Lina Prokofiewa, pierwsza żona (którą kompozytor porzucił w 1941 roku) została oskarżona o szpiegostwo i skazana na 20 lat łagrów. Została zrehabilitowana dopiero po śmierci Stalina, w 1954 roku.

Nagonka na kompozytora sprawiła, że bano się prezentować jego muzykę. Ostatnia opera Prokofiewa, „Opowieść o prawdziwym człowieku” została zaprezentowana tylko raz na zamkniętym spektaklu w Leningradzie.

Ile razy myślę o Prokofiewie mam przed oczami obraz jego ostatnich godzin życia: śmierć zastała go przy komponowaniu, w jego moskiewskim mieszkaniu, o godzinie szóstej wieczorem. Poczuł, że jest mu duszno. Otworzył okno, położył się na chwilę i już więcej nie wstał. Miał 62 lata.

I jeszcze myślę o wydawcy Prokofiewa, o Mario Bois dyrektorze paryskiego oddziału Boosey and Hawkes, który kilka lat po śmierci kompozytora przypomniał sobie, że przechowuje w piwnicy jego masywną walizkę. Otworzył ją, a w niej znajdowała się m.in. żółta piżama w brązowe paski, z inicjałem S.P., kartki do synów, nuty, mszał, umowy, fotografie, programy koncertowe i wiele wycinków z gazet. Na jednym z nich widniał odręczny dopisek Prokofiewa: „Jestem natchniony, przeto zawsze silny”.

Udało się ówczesnej władzy sowieckiej zniszczyć Sergiusza Prokofiewa człowieka, ale nie udało się zniszczyć Sergiusza Prokofiewa kompozytora. Pozostała wspaniała muzyka: od wielkiego hitu, jakim była Symfonia klasyczna D-dur, poprzez opery, balety, symfonie, koncerty, suity, utwory fortepianowe, a także ścieżki dźwiękowe do filmów i do spektakli teatralnych.

Internet aż puchnie od doskonałych wykonań muzyki Sergiusza Prokofiewa. Można w nim odnaleźć także filmy, w których widzimy jak Prokofiew gra, jak mówi, jak żyje (linki poniżej). Z okazji 68. rocznicy jego śmierci Filharmonia Berlińska przygotowała wykonanie I koncertu fortepianowego Prokofiewa. Solistą jest Daniil Trifonov, bardzo interesujący pianista, laureat wielu nagród (doskonale go pamiętam z Konkursu Chopinowskiego w Warszawie, w 2010 roku, gdzie zajął III miejsce), a dyryguje Kirill Petrenko. Koncert jest płatny, ale może warto kupić dostęp do sali koncertowej Berlińskich Filharmoników.

A w Krakowie też mamy ciekawą, ale teatralną propozycję – spektakl „Dziś umarł Prokofiew”, który zostanie pokazany 15 marca 2021 roku, o godz. 19, w Teatrze Zależnym, ul. Kanonicza 1. Sztukę napisała Monika Milewska, zaś wyreżyserował Wiesław Hołdys.

Warto!