Jednak mimo tak trudnych warunków festiwal – który w tym roku otrzymał podtytuł „Beethoven i Penderecki. Sfera sacrum” – odbył się w Internecie i przyniósł wiele wspaniałej muzyki i świetnych wykonań. Po zakończeniu festiwalu większość z koncertów nadal jest dostępnych bezpłatnie w sieci, na kanale YT. Wystarczy w wyszukiwarce YT wpisać: Festiwal Beethovenowski 2021 i można posłuchać wielu ciekawych utworów.

Tegoroczny festiwal w tytule zestawia dwa nazwiska twórców: Ludwiga van Beethovena, patrona festiwalu i Krzysztofa Pendereckiego, którego rocznica śmierci minęła 29. marca. Nie znaczy to jednak, że jedynie muzyka tych dwóch twórców zabrzmiała w programie festiwalu. Bo obok dzieł wymienionych kompozytorów mogliśmy wysłuchać jeszcze utworów m.in. Bacha, Haydna, Mozarta, Chopina, Schumanna, Lista, Rachmaninowa, Prokofewa. Zaprezentowane zostały utwory solowe, kameralne, symfoniczne i oratoryjne, a wśród wykonawców można było odnaleźć zarówno sławy, takie jak Jerzy Maksymiuk i Jacek Kaspszyk, jak i młodych artystów jak chociażby dyrygent Dawid Runtz czy pianistka Aleksandra Świgut.

Festiwal Beethovenowski przez lata wrósł w pejzaż Wielkiego Tygodnia i stał się jednym z największych festiwali w Polsce. To już tradycja, że zawsze przed świętami Wielkiej Nocy, w Polsce rozbrzmiewają najwspanialsze dzieła klasyki. Festiwal, organizowany od 1997 roku, przez Stowarzyszenie im. Ludwiga van Beethovena, dość szybko stał się znany, podziwiany i doceniony w Europie, czego najlepszym dowodem stał się fakt, że słynne Europejskie Stowarzyszenie Festiwali z siedzibą w Gent, w Belgii, przyjęło go do grona swych członków.

Tylko przypomnę, że zanim festiwal trafił do Warszawy, siedem jego pierwszych edycji odbyło się w Krakowie. Pamiętam doskonale ten czas, te spotkania z przedstawicielami świata muzyki, te dyskusje, świąteczną atmosferę i przede wszystkim świetną muzykę. Do Polski zaczęli przyjeżdżać artyści i orkiestry, które znaliśmy wcześniej z płyt. To był ewenement, prawdziwe okno na świat muzyki. Słuchanie takich muzyków na żywo, było ogromnym przeżyciem. Lista uczestników festiwalu jest imponująca; wspomnę tylko tych, którzy na mnie zrobili największe wrażenie, np. pianiści Garrick Ohlsson, Christoph Eschenbach, Rudolf Buchbinder, albo skrzypkowie: Anne-Sophie Mutter, Gidon Kremer, albo wiolonczeliści: Boris Pergamenchikow i Arto Noras, albo zespoły: Kremerata Baltica, Wiener Akademie, Boston Baroque, English Chamber Orchestra.

Po przeniesieniu do Warszawy, z biegiem lat festiwal został rozszerzony o inne polskie miasta. Przez to np. w Krakowie odbywało się też kilka koncertów. Ale w Krakowie pozostała i do dziś się odbywa podczas każdej edycji wystawa manuskryptów w Bibliotece Jagiellońskiej. I to jest duża sprawa. Pamiętam pierwszą wystawę, był rok 1997, a kolejka chętnych do obejrzenia stała przed wejściem do biblioteki godzinami. To był ewenement, bo po raz pierwszy pokazane zostały skarby pochodzące ze zbiorów Biblioteki Pruskiej w Berlinie, a przechowywane w Bibliotece Jagiellońskiej. Wystawa stała się oficjalnym potwierdzeniem tego, o czym wszyscy i tak mówili: że cenne eksponaty tzw. Berlinki trafiły po wojnie do Biblioteki Jagiellońskiej. Do tej pory pochodzące właśnie z tego zbioru autografy muzyczne Bacha, Beethovena, Mozarta, Haydna i innych były udostępniane jedynie muzykologom do prac badawczych. A oto nagle Festiwal Beethovenowski pokazał rękopisy mistrzów wszystkim chętnym. Manuskrypty wystawiono w specjalnie przygotowanych do tego celu gablotach i pilnowali je ochroniarze.

Idea festiwalu jest zawsze ta sama: by w sposób jak najbardziej ciekawy i różnorodny pokazać zdobyczne muzyczne Europy; by pokazać dzieła Beethovena w innym kontekście i z różnych perspektyw i wreszcie by pokazać jakie kierunki wyznaczyła muzyka patrona festiwalu, a także jaką była inspirację dla następnych pokoleń.

Z tegorocznego festiwalu chciałam polecić przede wszystkim dwa koncerty: prezentację „Pasji wg św. Jana” Bacha, w doskonałym wykonaniu Wrocławskiej Orkiestry Barokowej i Chóru Narodowego Forum Muzyki pod dyrekcją Jarosława Thiela, z udziałem solistów, wśród których znajduje się słynna Julia Lezhneva – sopran a także: Terry Wey – alt, Benedikt Kristjánsson – tenor, Ewangelista, Sebastian Noack – bas, Wolf Matthias Friedrich – bas, Jezus. Koncert odbył się 30 marca.

Utwór niezwykły – wiadomo – wszystkim doskonale znany, jedna z dwóch, poza Mateuszową, ocalałych do naszych czasów pasji Bacha. Patrząc na twórczość Bacha chronologicznie, to trzeba podkreślić, że Bach napisał ją jako pierwszą; prawykonanie odbyło się w 1724 w Wielki Piątek w Kościele św. Mikołaja w Lipsku. Bach chyba nie był z tego utworu zadowolony, bo przerobił go na nowo i w 1727 roku utwór uzyskał kształt, w którym jest wykonywany dziś.

Ale największe wrażenie zrobił na mnie koncert będący finałem festiwalu, który zabrzmiał w Wielki Piątek. Zagrała Orkiestra Filharmonii Narodowej a dyrygował Andrzej Boreyko. Cztery utwory, czterech kompozytorów i wspólne ponadczasowe przesłanie – brzmiące wyjątkowo dosadnie w ten dzień. Wieczór otworzyła Sinfonietta per archi nr 3 Krzysztofa Pendereckiego „Kartki z nienapisanego dziennika” wykonana pierwszy raz w wersji na orkiestrę w 2012 roku, będąca pewnego rodzaju sumowaniem życia kompozytora. Przepięknie wybrzmiał doskonale znany utwór „Nagrobek Couperina” – mistrza XX wieku Maurice’a Ravela. Bardzo ciekawa dla mnie okazała się kompozycja estońskiego mistyka muzyki Arvo Pärta „La Sindone” (Całun) na skrzypce i orkiestrę (najnowsza wersja z 2019) zamówiona przez miasto Turyn, będąca muzycznym rozmyślaniem o całunie turyńskim. Było to polskie prawykonanie tej wersji kompozycji.

Ostatni utwór „Libera me”(orkiestra, chór, sopran Magdalena Schabowska-Krawczyk), którego autorem jest zmarły w 2019 roku Gruzin Gija Kanczeli, zaskoczył mnie swoją urodą i rozmachem. Kompozycja, która tym koncertem miała swoja światową premierę, sięgająca do tradycji mszy żałobnej, zachwyca ciekawą harmonią, świetnie współgrającym chórem z orkiestrą, fantastyczną instrumentację. To też pewnego rodzaju podsumowanie życia kompozytora, ale jakże przejmujące.

Bardzo dobry festiwal, niezwykle ciekawy repertuar i świetne wykonania. Warto sięgnąć po te interpretacje. Polecam!