A opowieść jest bardzo ciekawa. Według libretta, którego autorem jest Temistocle Solera, akcja rozgrywa się w VI wieku p.n.e. w Jerozolimie i Babilonie. Mimo umiejscowienia w konkretnych realiach  historia jest ponadczasowa i może dotyczyć każdej epoki, nawet tej współczesnej. Bo też konflikt izraelsko-babiloński został przedstawiony w trzech kategoriach: politycznej; rodzinnej czyli walki o koronę pomiędzy siostrami; i religijnej, poprzez zderzenie dwóch religii (tu w operze chodzi o judaizm i religię babilońską). Jeśli do tego jeszcze się doda perypetie uczuciowe głównych bohaterów, to wydaje się, że mamy gotowy scenariusz dobrego współczesnego filmu i to takiego trzymającego w napięciu.

Ten ponadczasowy wymiar dzieła Verdiego wyczuła premierowa publiczność, która pierwsza obejrzała operę 9 marca 1842 w Mediolanie, w Teatro alla Scala, a także widzowie kolejnych spektakli. Dzieło Verdiego wywoływało wówczas wśród widzów patriotyczną burzę. Opera ta stała się w pewnym sensie manifestem politycznym i władze austriackie bojąc się rozruchów zakazały jej wystawiania. Trzeba pamiętać, że spektakl był prezentowany na okupowanych terenach Włoch, a „Nabucco” podejmowało temat walki o wolność podbitych narodów. Włosi „czytali” tę operę po swojemu, domagając się swojej wolności. Wszystko miało związek z ruchami zmierzającymi do zjednoczenia Włoch pod panowaniem Wiktora Emanuela II i do wyzwolenia północnej części kraju spod panowania Austriaków. Do naszych czasów przetrwała informacja, że po każdym przedstawieniu  publiczność bijąc brawo wstawała z miejsc z okrzykiem „Viva Verdi”. Przy czym nie chodziło tu o jedynie o oddanie hołdu kompozytorowi. Słowo V.E.R.D’I było skrótem od: „V(ittorio) E(manuele) R(e) D'I(talia)”.

Choć i Verdi, jako kompozytor, zasłużył na taki okrzyk. Bo właśnie „Nabucco” opera w czterech aktach stała się przepustką dla kompozytora do wielkiej sławy. Sławy, którą ugruntowały kolejne dzieła, takie jak „Traviata", "Rigoletto" czy „Aida”.  „Nabucco” choć pierwsze z wielkich hitów twórcy obroniło się pięknem muzyki  i zawartymi w nim przebojami. Jednym z nich jest najsłynniejszy chór świata „Va, pensiero” znany jako chór niewolników. Ta piękna pieśń Żydów z III aktu, będąca wspomnieniem utraconej ojczyzny stała się nieoficjalnym hymnem Włoch, a niektórzy twierdzą, że warto uczestniczyć w przedstawieniu tylko dla wysłuchania tego jednego utworu.

Warto wspomnieć, że podczas pogrzebu Verdiego, który odbył się w 1901 roku w Mediolanie, gdzie żegnało kompozytora 300 tysięcy mieszkańców, zabrzmiał właśnie ten chór wykonany przez dziewięciuset śpiewaków. To najlepiej pokazuje jakie znaczenie miał ten utwór dla Włochów.

Inscenizacja „Nabucco” z Opery w Zurichu  zachwyca prostotą i pomysłami scenicznymi (inscenizacja : Andreas Homoki, dekoracja: Wolfgang Gussmann, kostiumy: Wolfgang Gussmann i Susana Mendoza). Już uwertura wprowadza widzów w klimat a pantomimiczne sceny stają się pewnego rodzaju prequelem tej opowieści.  Pojawiają się dwie małe dziewczynki, pojawia się dwór i jest korona, która będzie potem stanowiła odniesienie w wielu scenach.  Kostiumy „dworskich” bohaterów są inspirowane czasami kompozytora (przepiękne suknie w kolorze ciemno-morskim), zaś kostiumy z tzw. uciśnionego ludu, w barwach ziemi, sugerują lata 40. XX wieku.

Muzycznie jest to perełka (kierownictwo muzyczne: Fabio Luisi). Przede wszystkim  zachwyciła mnie Anna Smirnova (Abigaille). Fantastyczna wokalnie i przede wszystkim aktorsko. Verdi zresztą stworzył tu wspaniałą postać, typową dla jego późniejszej twórczości bohaterkę, pełną indywidualności i rozdartą wewnętrznie. Zresztą Abigaille, to marzenie wszystkich sopranistek. Jest co śpiewać i jest co grać. Zachwycił mnie też tytułowy Nabucco, czyli Nabuchodonozor, król Babilonu – baryton Michael Volle. W pozostałych rolach występują: Georg Zeppenfeld (Zachariasz, bas), Benjamin Bernheim (Ismael, tenor), Veronica Simeoni (Fenena, sopran), Stanislav Vorobyov (Arcykapłan Baala) (bas). Wszyscy bardzo dobrzy.

Jest też w obsadzie polski akcent, to Anna Jeruć grająca Joannę, polska artystka po Akademii Muzycznej we Wrocławiu, uczennica prof. Eugeniusza Sąsiadka, która warsztat wokalny szlifowała na kursach mistrzowskich m. in. w Hamburgu, Wiedniu, Warszawie i Londynie (National Opera Studio).

Piękna historia, wspaniała muzyka i ciekawa inscenizacja. Spektakl można oglądać do 26 lipca. Warto!

Posłuchaj