Z bogatego programu festiwalu wybrałam koncert poświęcony prezentacji  Krakowskiej Szkoły Kompozytorskiej, który odbył się w Auli AM „Florianka”, w środę 26 kwietnia. Zdecydowałam się na ten właśnie wieczór, gdyż ciągle najbardziej i od lat interesuje mnie, jak brzmi muzyka moich czasów, muzyka twórców, którzy żyją obok mnie. A ponieważ bardzo rzadko utwory nam współczesnych wchodzą w programy koncertowe, dlatego jedynie festiwal daje okazję do poznania takiej muzyki. Interesująca jest też ciągle dla mnie Krakowska Szkoła Kompozytorska, od dawna zauważalna na estradach światowych i polskich, do której z biegiem czasu dochodzą nowe pokolenia twórców.

Koncert, który odbył się w środę był prezentacją twórczości kompozytorów wielu pokoleń. Od nestora, Juliusza Łuciuka (rocznik 1926) poprzez dojrzałych twórców takich jak Józef Rychlik, kompozytorów czterdziestoletnich: Marcela Chyrzyńskiego czy Wojciecha Widłaka aż po najmłodszych trzydziestolatków: Michała Gronowicza, Grzegorza Majkę i Michała Jakuba Paparę. Siedmiu kompozytorów, siedem utworów, z których cztery miały swoje światowe prawykonania podczas tego wieczoru, a były to kompozycje Gronowicza, Majki, Łuciuka i Rychlika.

Rację ma Marcel Chyrzyński, dyrektor artystyczny festiwalu, który mówił, że „współczesność w muzyce jest wielowymiarowa, często trudna do zdefiniowania, ale dzięki temu twórca ma olbrzymią wolność (…)”. Różnorodność okazała się cechą charakterystyczną dla tego koncertu, nie tylko w stylach kompozytorskich, ale także w składzie wykonawców, a przede wszystkim w sposobie traktowania materii twórczej.

Jak się ma Krakowska Szkoła Kompozytorska? Dobrze, choć zabawne dla mnie było odkrycie, że im młodszy twórca tym bardziej unika piękna w muzyce. Ale chyba tak już jest, że to młodzi za wszelką cenę chcą zawrócić bieg rzeki, że robią rewolucję. Młodość widzi świat zazwyczaj w dwóch przeciwstawnych kolorach: czerni i bieli. Lecz z wiekiem zaczyna się dostrzegać wiele innych odcieni. Zauważa się też zapewne publiczność, jej upodobania, zwłaszcza, że bez odbiorcy utwór nie istnieje. Wystarczy prześledzić życiorysy artystyczne choćby Henryka Mikołaja Góreckiego, Wojciecha Kilara czy Krzytofa Pendereckiego, by zobaczyć, że wszyscy ci twórcy po wielu latach artystycznej drogi znaleźli piękno uciekając od niego. Buntownicy za młodu, idący na czele awangardy, zrobili zwrot w stronę tradycji.

I to można było też zauważyć na koncercie festiwalowym. Juliusz Łuciuk, kiedyś awangardowy twórca, który z upodobaniem preparował fortepian, przedstawił trzy liryki do słów poezji Tadeusza Szymy: „Powrót”, „Powrót 2”, „Santo subito!”. Niemal grzeczne liryki (jak na tego dawnego buntownika), proste, bardzo klarowne, epatujące pentatoniką, w swym charakterze i kolorycie nawiazywały do muzyki początku XX wieku (wykonawcy: Magdalena Niedbała-Solarz, mezzosopran i Mateusz Kurcab, fortapian). Mistrz nestor nie unika już piękna jak 50 lat temu, lecz dąży do niego całkiem świadomie, zdając sobie sprawę, że może ono być atutem. Upraszcza jezyk kompozytorski, by być zrozumiałym i słuchanym. I rzeczywiście liryki wpadają w ucho na tyle, że chętnie bym je posłuchała raz jeszcze.

Ciekawe też okazały się 3 pieśni „Idillio” na mezzosopran i fortepian do słów Pierluigiego Cappello Wojciecha Widłaka. Niezwykłą poletę barw pokazał Marcel Chyrzyński w „Reflection” No. 4 na flet, klarnet, wiolonczelę, perkusję i fortepian. Umiejętność budowania wielu barw przez tego twórcę, poprzez zaskakujące lączenia instrumentów, jest fascynująca. Z młodego pokolenia najbardziej spasował mi utwór Michała Gronowicza, najmłodszego twórcy prezentowanego na koncercie. Zaciekwiła konstrukcja tego utworu („Subtilia II” na flet, klarnet, waltornię, trąbkę, skrzypce, altówkę, wiolonczelę i fortepian), ramowa; rodzenie się muzyki z ciszy i doprowadzenia do ciszy, z środkowa częścią mocno dźwiękową. W tym utworze był pomysł i to jest cenne.

Koncert trwal dwie godziny i piętnaście minut bez przerwy. Była to ogromna dawna muzyki najnowszej, a słuchacze zostali poddani wielkiej próbie. Cieszy, że publiczność, złożona w dużej mierze z młodych widzów wytrwała do końca. Warto było. Muzyka naszych czasów okazała się bardzo ciekawa.