„Luisa Miller” Verdiego to opera, która dość rzadko pojawia się na scenach. Libretto napisał Salvatore Cammarano według dramatu „Intryga i miłość” Friedricha Schillera. Inscenizację nowojorską wyreżyserował Elijah Moshinsky, a jej premiera odbyła się 17 lat temu. Po raz pierwszy jednak był ten tytuł prezentowany w cyklu „The Metropolitan Opera: Live in HD”.

Oprócz Piotra Beczały, do którego niewątpliwie należał ten wieczór na scenie stanęli niezwykli śpiewacy. Przede wszystkim Placido Domingo, 77-letni mistrz, którego mogliśmy usłyszeć w partii barytonowej, a nie jak dawniej tenorowej. Jego postać  – wcielił się w Millera, ojca tytułowej bohaterki – była świetna, i głosowo, i aktorsko. Talent i doświadczenie kilkudziesięciu lat na scenie robi swoje. I nie ważne jakim głosem śpiewa, zawsze brzmi świetnie. A do tego jeszcze gra aktorska, mimika twarzy, co mogliśmy podziwiać dzięki kamerom. Widać i słychać, że mistrz jest w doskonałej formie i może stanowić wielką konkurencję dla barytonów.

Ciekawa byłam Soni Yonchevej, odtwórczyni tytułowej roli, bułgarskiej śpiewaczki, która po raz pierwszy na scenie MET pojawiła się w 2013 roku jako Gilda w operze „Rigoletto”. Potem można ją było podziwiać jako m.in. Mimi w „Cyganerii”  Violetty w „Traviacie” czy Desdemony w „Otellu” oraz w tytułowej roli w „Tosce”. Ta śpiewaczka mnie oczarowała. Ma w sobie tyle uczucia, ciepła i prawdy, że nie można pozostać obojętnym. A do tego śpiewa bez zarzutu, pięknie grając aktorsko. Doskonała była także w scenach zbiorowych. I ma jeszcze to, co na scenie jest bardzo ważne: urodę. Z Piotrem Beczałą tworzy więc piękną parę, o miłości której widzowie są przekonani.

Bardzo podobał mi się Alexander Vinogradov, rosyjski bas, w roli hrabiego Waltera, który tą partią debiutował w MET. Piękny głos. Miał w sobie pewien chłód i dystans, który bardzo pasował do postaci wyrachowanego magnata. Grał rolę ojca Rodolfa,  choć jest od Piotra Beczały aż o 10 lat młodszy. W operze tak już bywa z basami i barytonami, że kompozytorzy przede wszystkim wyznaczali im role ojców.  Ale poprzez delikatną charakteryzację i dystynkcję w ruchach Vinogradov wydawał się na scenie o wiele starszy. W spektaklu udział wzięli jeszcze m.in.  Dmitrij Belosselski (rosyjski bas)  jako Wurm i Olesya Petrova (rosyjski mezzosopran) jako Federica oraz orkiestra i chór Metropolitan Opera. Artystów poprowadził Bertrand de Billy.

Inscenizacja tej tragicznej opowieści o miłości, zakończonej śmiercią głównych bohaterów, była tradycyjna, zrobiona z wielkim rozmachem. Bardzo realistycznie wybudowany fragment przestrzeni miejskiej z czasów romantycznych, czy wnętrze pałacowego salonu z kominkiem, w którym palił się ogień robiły wrażenie. Ale dla mnie niezwykle ciekawe było zajrzenie za kulisy, podpatrzenie jak zmieniana jest dekoracja, jaka jest automatyka sceny, ile osób przy tym pracuje. Podziwiałam z zapartym tchem jak w parę minut zmienia się świat. Ale przede wszystkim podziwiałam możliwości techniczne MET, które są imponujące. Bardzo ciekawe były też wywiady z artystami. Prowadzący  był niczym w transie, słowo „amazing” powtarzał wielokrotnie, ale widać było, że jest autentycznie zafascynowany tym,  co się dzieje i tym, w czym uczestniczy. Słuchało się wypowiedzi śpiewaków z dużą przyjemnością.

Jedynie co mi przeszkadzało  w transmisji, to pewnego rodzaju nieśmiałość publiczności zgromadzonej przed ekranem. W krakowskim kinie Kijów, widzowie jakby się bali okazywać swoje emocje. Brawa pojawiały się sporadycznie, a jak już były to minimalne. Wiem, że artyści nas nie słyszą, ale bijąc brawo pokazujemy przecież sobie nawzajem nasze wzruszenia, nasze emocje. Wydaje mi się, że warto brawami mówić o swoich przeżyciach, zwłaszcza, że wyszliśmy z tej transmisji oczarowani.

To już dwunasty rok trwa cykl „The Metropolitan Opera: Live in HD”, w ramach którego możemy oglądać najwspanialsze inscenizacje pierwszej sceny świata. Już przyzwyczailiśmy się, że mamy to okno na świat, dzięki któremu wielu z nas miało szansę usłyszeć najlepsze wykonania. Pomysłodawcą tego cyklu i głównym producentem jest Peter Gelb, dyrektor generalny MET, niezwykły menedżer, któremu MET wiele zawdzięcza. Do tej pory transmisje obejrzało ponad 24 miliony widzów, a zaprezentowano blisko 120 przedstawień.

Już wiadomo, że 13. sezon cyklu „The Metropolitan Opera: Live in HD” rozpocznie 6 października 2018 roku. Zobaczymy wtedy „Aidę” Verdiego z Anną Netrebko w roli tytułowej. MET przygotowała na nowy sezon dziesięć spektakli, w tym cztery premierowe. Na wielkim ekranie zobaczymy też Polaków: Piotra Beczałę w inscenizacji „Adriany Lecouvreur” Cilei oraz Aleksandrę Kurzak, która wystąpi wraz z mężem Robertem Alagnią w bardzo cenionej przez publiczność inscenizacji „Carmen” Bizeta.

Więcej na temat przyszłego sezonu transmisji, a także na temat letnich powtórek można przeczytać na stronie: nazywowkinach.pl. A najbliższa transmisja będąca finałem 12. sezonu już 28 kwietnia. Będzie to „Kopciuszek” Masseneta. Warto się wybrać.