W czwartek, 23 stycznia 2020 roku, Sinfonietta Cracovia rozpoczęła Nowy Rok przedstawiając w kościele św. Katarzyny koncert z cyklu „Gwiazdy z sinfoniettą”. Orkiestrę poprowadził Rafael Payare, od 2017 roku honorowy gościnny dyrygent krakowskiego zespołu, a gwiazdą wieczoru był pianista Sergei Babayan, Ormianin, mieszkający i pracujący USA, absolwent Konserwatorium Moskiewskiego,  juror wielu konkursów pianistycznych. Już te nazwiska były doskonałą rekomendacją wieczoru, ale dla mnie magnesem stał się też program koncertu, na który złożyły się bardzo ciekawe utwory: dwie kompozycje Alfreda Schnittke’go: „Moz-art à la Haydn” oraz Koncert na fortepian i orkiestrę smyczkową; a także Koncert fortepianowy Es-dur nr 9 Mozarta i Grosse fuge B-dur na orkiestrę smyczkową Beethovena. Rewelacyjny program. Jak się później okazało, o czym poinformował w zapowiedzi Jurek Dybał, dyrektor Sinfonietty Cracovii, to właśnie Rafael Payare wybrał utwory na ten wieczór.

Trochę się obawiałam brzmienia fortepianu z orkiestrą w kościele. Bo pamiętam koncert sprzed wielu lat, który okazał się pod względem akustycznym wielką porażką. Odbywał się w kościele Mariackim, a z Filharmonikami Berlińskimi wystąpił wówczas słynny pianista Emanuel Ax. Teraz, w kościele św. Katarzyny, było akustycznie o wiele lepiej, choć zdaję sobie sprawę, że wiele szczegółów wykonania można by docenić dopiero w prawdziwie koncertowych warunkach. Niestety, w Krakowie trudno o salę dla muzyki i podejrzewam, że organizatorzy koncertu Sinfonietty Cracovii wybrali to miejsce z konieczności, a nie z fantazji.

Mimo zimna Sergei Babayan – otulony szalikiem – zagrał fantastycznie. Trudno się dziwić, ten doskonały pianista, występujący z największymi artystami i w najbardziej prestiżowych miejscach świata, jest niezwykle muzykalny i wszechstronny.  Interesuje go muzyka w ogóle. Od Bacha, po współczesność.  I interesuje go nie tylko fortepian; studiował także dyrygenturę. Ma charyzmę i  jest uważany za artystę obdarzonego niezwykłym wyczuciem frazy muzycznej. Pianista jest twarzą Deutsche Grammophon. Do dziś pamiętam rewelacyjną płytę wydaną dwa lata temu przez tę wytwórnię „Martha Argerich & Sergei Babayan - Prokofiev for Two”.  Tak na marginesie warto też przypomnieć, że artysta zajmuje się pedagogiką i to z sukcesem (od 1992 jest wykładowcą Cleveland Institute of Music a od 2014 pedagogiem legendarnej Juilliard School w Nowym Jorku). Jego najsłynniejszym uczniem jest doskonale znany w Polsce Daniił Trifonow, laureat III miejsca Konkursu Chopinowskiego z 2010 roku.

Wielką przyjemnością dla mnie była możliwość wysłuchania utworów  Alfreda Schnittke’go, kompozytora dość rzadko wykonywanego w Polsce, a przecież należącego do tych najwspanialszych mistrzów XX wieku. To twórca, którego wyjątkowo cenię i lubię. Ile razy go słucham, to w jego muzyce odnajduję kontynuację błyskotliwości, groteski i humoru (czasem humoru przez łzy) Prokofiewa, czy też mistycyzmu Arvo Pärta. Zresztą o rok starszy od Pärta, bo urodzony w 1934 (zmarły przedwcześnie po kilku udarach w 1998 roku) ten kompozytor, pianista, teoretyk muzyki i pedagog o korzeniach rosyjsko-niemiecko-żydowskich, pozostawił po sobie wiele muzyki. Wspaniałej i różnorodnej, m.in. dziesięć symfonii, przy czym dziesiątą niedokończoną; utwory wokalno-instrumentalne, utwory na orkiestrę, koncerty na różne instrumenty, opery „Historia doktora Johanna Fausta” czy „Życie z idiotą”, balety „Labirynty” albo „Per Gynt”, czy muzykę do blisko 70 filmów.

Jego kompozycja „Moz-art à la Haydn” – zaprezentowana na początku koncertu – już tytułem zdradza czego się możemy spodziewać. Słychać w niej pomruki 40 Symfonii g-moll Mozarta oraz można zauważyć podobieństwa do Symfonii pożegnalnej Haydna (w partiach solowych: Maciej Lulek oraz Aleksandra Honcel-Banek). Na finał bowiem muzycy grając opuszczają estradę. Trochę to inaczej niż u Haydna, ale też wychodzą w trakcie muzyki. Zespół miał także w tym utworze swoją choreografię, muzycy w trakcie utworu zmieniali miejsca. Kompozycja miała się rozpocząć w ciemności, ale organizatorzy nie zdecydowali się  na to w trosce o wykonawców i publiczność, bo ciemność zmusiłaby do wyłączenia lamp ogrzewających wnętrze kościoła. I za to jestem im wdzięczna.

Wysłuchanie Koncertu na fortepian i orkiestrę smyczkową tego twórcy bardzo mnie poruszyło. Alfred Schnittke stworzył dzieło potężne, porażające, pełne smutku, który w dzisiejszych czasach przyklejonych uśmiechów, staje się ewenementem. Ale ten smutek miał dla mnie wymiar powiązany z dystansem do świata. To smutek, który każdy z nas – bardziej lub mniej głęboko – nosi w sobie, bo przecież wiemy, że wszystko się kiedyś kończy. Alfred Schnittke w tym utworze otwiera przed nami swoją duszę i ma odwagę podzielić się swoim smutkiem. Może dlatego ten utwór tak mnie wzruszył, zwłaszcza, że przejmujące wykonanie potęgowało ten nastrój.

Po tym utworze Mozartowskie frazy był balsamem. Sergei Babayan Koncertem Es-dur Mozarta starał się naprawić poszarpane przez Schnittke’go dusze słuchaczy. W tym koncercie było wszystko co trzeba i lekkość i precyzja, a środkowa część, Andantino należała do wyjątkowo pięknie wykonanych. Spora to zasługa orkiestry, która gra wyśmienicie i dyrygenta, który uchwycił idealne proporcje utworu w tej części, także pod względem tempa.

Na finał Beethoven. Wiadomo…. Cały świat świętuje w tym roku 250. rocznicę urodzin kompozytora. Utwór Beethovena, w tym doskonałym wykonaniu zabrzmiał dojmująco. Już pierwsze akordy poruszały. Potęga i nowoczesność. Grosse fuge na orkiestrę smyczkową B-dur op. 133, to już nowa fuga, forma inna od tych ukształtowanych przez Bacha, choć mocno zakorzeniona w Bachu. Utwór, napisany na kwartet, początkowo jako finał kwartetu, ale rozrósł się do tak dużych rozmiarów, że Beethoven postanowił go usamodzielnić.  Powstały w 1825, był przez wiele lat niezrozumiały. Dopiero twórcy XX wieku odkryli w jaki sposób do niego podejść. Świat musiał dojrzeć do Beethovena. Wersję orkiestrową opracował Felix Weingartner, austriacki dyrygent i kompozytor zmarły w latach 40. XX wieku, dyrektor Opery w Wiedniu.

Piękny koncert. Doskonały program. Świetne wykonanie. Warto było wymarznąć!