Kilkudziesięciu artystów, tu i tam wykonywało najnowsze utwory, w tym w Krakowie Non stop Bogusława Schaeffera z lat 60., będący maratonem pianistycznym. Zabrzmiała pełna wersja, która trwała 8 (!) godzin. W skrócie można powiedzieć tak: w Krakowie, w Willi Decjusza zorganizowano pięć sal koncertowych, cztery z różnymi programami muzycznymi i jedną, w której trwała transmisja z Warszawy; w Warszawie zaś przygotowana została jedna sala koncertowa i cztery ściany z czterema ekranami, na których były prezentowane projekcje koncertów z Krakowa. A wszystko było transmitowane przesz Internet. Dziś można te filmy oglądać jako relacje z tych wydarzeń (linki poniżej).

Ale nie o koncercie będzie tym razem, lecz o Muzyce Centrum, jako o zjawisku. Stowarzyszenie powstało 1977 roku z potrzeby grania muzyki najnowszej, awangardowej. Założyli je ludzie młodzi, którzy dziś są często uznanymi artystami, osobami publicznymi. Chcieli grać muzykę swoich czasów, najnowszą, powstającą tu i teraz. Sporo było w tych koncertach energii i szokowania publiczności, a przede wszystkim buntu wobec ich starszych kolegów, okopanych na akademickich posadach i mających swoje miejsce w rynku koncertowym. W tym pokoleniowym sprzeciwie artystycznym pomagał im buntownik z natury Bogusław Schaeffer, kompozytor i dramaturg, starszy od nich o pokolenie, obecnie nestor awangardy, legendarna postać muzyki i teatru.

Dziś buntownicy są starsi o 40 lat i nie stracili nic ze swej fascynacji nowoczesnością, choć często przed własnymi nazwiskami mają prawo używania tytułu profesor. Do swojej pasji wciągnęli następnych, młodszych, którzy bawią się współczesnością, chcą grać muzykę najnowszą. I mimo, że czasy są inne nadal szokują publiczność. Stowarzyszenie zrzeszające grupę artystów nie przekształciło się przez lata – tak to bywało w innych przypadkach – w instytucję. Pozostało nadal spontanicznym zrzeszeniem bez wielkiej biurokratycznej i promocyjnej etatowej machiny. Nie zgubiło nic ze swojej autentyczności, choć ta spontaniczność czasem mogła być męcząca.

Pamiętam jak nie raz złościłam się, że w programie wymienieni zostali inni artyści niż występowali, albo, że informacja o koncercie była rozpowszechniana tuż przed jego rozpoczęciem. Zdarzało się, że koncert  wystartował z dużym opóźnieniem albo zagraniczny artysta nie dojechał na występ, bo nie wiedział, że bez wizy go nie wpuszczą do Polski, więc przesiedział parę godzin na lotnisku w Balicach, skąd został odprawiony do domu. Nie raz miałam takie poczucie, że stowarzyszenie to wielka śniegowa kula wprowadzona w ruch, nad którą nikt nie ma panowania.

Ale dziś już wiem, że to co uważałam wówczas za wadę, okazało się zaletą. Dziś wobec sformatowanego świata, improwizacja, także w organizacji może się stać ożywczym tchnieniem, a przypadkowość może być ciekawa nie tylko w utworze muzycznym, ale także w życiu artystycznym. Marek Chołoniewski, duch całego przedsięwzięcia, kompozytor, artysta, któremu Muzyka Centrum zawdzięcza wszystko, wykształcił w nowoczesności kolejne pokolenia publiczności. Mało kto wie, że często dziury budżetowe stowarzyszenia Marek łatał sięgając do własnej kieszeni. Organizował imprezy nawet wtedy, gdy nie udało się zdobyć żadnej dotacji. Drukował zaproszenia, roznosił plakaty. Ale nigdy nie odpuszczał. I jak to bywa, dziejach stowarzyszenia, były lata tłuste i chude, ale zawsze bardzo ciekawe artystycznie.

Skala działalności Muzyki Centrum okazuje się imponująca. Do końca 2016 roku stowarzyszenie zorganizowało 865 koncertów prezentujących około 600 prawykonań światowych i polskich, także utworów specjalnie jemu dedykowanych. W latach 1991 - 2007 Muzyka Centrum była członkiem Europejskiej Konferencji Promotorów Muzyki Współczesnej. Wśród najważniejszych projektów stowarzyszenia można odnaleźć: regularne koncerty zespołów stowarzyszenia, w tym najstarszego Muzyka Centrum Ensemble, a także m.in.: Festiwal Audio Art (do tej pory 24 edycje), Pomosty, Miejsca Miłosza, czy Audiomat, czyli ustawienie maszyny, podobnej do tej na napoje, w której można kupić utwory najnowsze muzyczne, czyli towar pierwszej potrzeby.

Mam w pamięci wiele wspaniałych koncertów Muzyki Centrum. Pozostały obrazy: takie jak np. pogrzeb wiolonczeli, czy muzyka balonów, koncert na wirtualnej harfie, czy grające rękawice, koncert na laptopy, czy utwór wykonywany przez syreny okrętowe na statkach pływających po Wiśle. Miałam okazję brać udział – jako wykonawca – w Symfonii Dzwonów Miasta Llorenca Barbera, podczas której według partytury odzywało się na raz 45 dzwonów Krakowa. Byłam dzwonnikiem w kościele Bożego Ciała. Wrażenia bezcenne.

Muzyka Centrum swoje 40-lecie będzie świętowała przez cały rok. Mnie nie pozostaje nic innego jak życzyć kolejnych wielu czterdziestek i wspaniałych pomysłów. A tym, którzy chcą poczuć smak nowoczesności podpowiadam, że następne koncerty odbędą się w Krakowie 13 lipca, a później 13 sierpnia. Zapraszam!