Choć Antoni Wit, od 2013 roku Dyrygent Honorowy Filharmonii Krakowskiej, skończył 75 lat już 7 lutego, koncert jubileuszowy w Krakowie mógł się odbyć dopiero z ponad miesięcznym opóźnieniem. A wszystko dlatego, że Maestro  jest dyrygentem niezwykle „rozrywanym”. Nie tylko piastuje stanowisko dyrektora artystycznego Orquesta Sinfónica de Navarra w Pampelunie, ale także podróżuje po świecie występując z różnymi orkiestrami symfonicznymi.  Zresztą w tym względzie jest prawdziwym rekordzistą. Do tej pory prowadził kilkaset orkiestr, większość z nich wielokrotnie, niemal we wszystkich ośrodkach muzycznych Europy, Azji, Australii i obu Ameryk. Współpracował z takimi słynnymi zespołami jak m.in.: Berliner Philharmoniker, Staatskapelle Dresden, Tonhalle-Orchester Zürich, Royal Philharmonic, Philharmonia Orchestra, BBC Symphony Orchestra, Orchestre Symphonique de Montréal, Orchestra dell’Accademia di Santa Cecilia, Filharmonia Petersburska. Dużo można by jeszcze wymieniać…

Swój jubileuszowy koncert w Filharmonii Krakowskiej  Antoni Wit postanowił poprowadzić z pamięci, bez partytury. Wieczór rozpoczął  się Uwerturą do opery „Peter Schmoll” Carla Marii von Webera, której premiera w 1803 roku w Augsburgu przeszła niezauważona (autor miał wówczas raptem 17 lat). W tej pięknej uwerturze, choć jeszcze klasycznej w formie słychać już echa nadchodzącego romantyzmu. Antoni Wit z wielką precyzją potrafił wydobyć wielość tematów, pokazując jednocześnie niezwykły potencjał kompozytorski młodego twórcy.

Zupełnie inny, był drugi utwór wieczoru: „Nänie” op. 82 na chór mieszany i orkiestrę Johannesa Brahmsa. Powstały w blisko 80 lat po uwerturze Webera został oparty na poezji Schillera. To bardzo wzruszająca i przejmująca muzyka; piękna pieśń żałobna. Kompozytor właśnie tym utworem uczcił pamięć zmarłego w 1880 roku malarza Anselma Feuerbacha.  I ten żal, ten dramatyzm tego utworu w idealny sposób przekazał Antoni Wit, przy udziale dobrze brzmiącego chóru i orkiestry.

Ale finał koncertu był prawdziwym popisem mistrzostwa Jubilata.  Wielkie dzieło  Felixa Mendelssohn a,  II Symfonia op. 52 „Lobgesang”, z chórem, orkiestrą i solistami, pokazało z jakim formatem dyrygenta mamy do czynienia. Antoni Wit w doskonały sposób potrafi pokazać architekturę całego dzieła. Co w przypadku II Symfonii Mendelssohna ma duże znaczenie, bo też utwór ten trwa prawie 70 minut. Trzeba wielkiego talentu, wiedzy i doświadczenia, by zbudować opowieść muzyczną w taki sposób, by słuchacz nie poczuł się znużony. A finał tej symfonii był imponujący, godny mistrza. Trudno się dziwić, że oprócz braw publiczność nagrodziła artystów okrzykami zachwytu. A swoją drogą co to znaczy świetny dyrygent! Muzycy orkiestry Filharmonii Krakowskiej grali o wiele lepiej niż zazwyczaj, jakby udzielił im się wielki entuzjazm dyrygenta.

Warto przypomnieć, że  związki Antoniego Wita z Filharmonią Krakowską są długie.  To właśnie słuchając  tej orkiestry w latach 50. i 60.  poznawał jako uczeń muzykę symfoniczną i oratoryjną. To właśnie tu, z tym zespołem,  jako student z klasy prof. Henryka Czyża zadebiutował w 1964 roku. Trzy lata później też z tą orkiestrą i na tej estradzie poprowadził swój koncert dyplomowy.  W końcu w tym budynku spędził sześć lat (1977- 1983), ale… jako szef Orkiestry Polskiego Radia  i Telewizji,  doprowadzając popularną Radiówkę do świetności.  Trzeba pamiętać, że ten zespół pracował popołudniami w sali Filharmonii Krakowskiej.

Antoni Wit nagrał kilkaset płyt dla wielu firm,  ale to realizacje dla Naxos przyniosły mu światowy rozgłos sprzedając się w nakładzie 5 milionów egzemplarzy. Album właśnie tej wytwórni, pod jego batutą i z muzyką Krzysztofa Pendereckiego otrzymał nagrodę Grammy. To właśnie dla Naxos dzięki Antoniemu Witowi powstały doskonałe nagrania muzyki polskiej, kompozytorów takich jak m.in.: Paderewski, Wieniawski, Chopin, Karłowicz, Szymanowski, Lutosławski, Kilar, Moniuszko, Górecki. Oczywiście nagrywał z dużym sukcesem również utwory należące do kanonu światowej literatury muzycznej, choćby dzieła Mahlera, R. Straussa, Brahmsa i Dvořáka.

Działalność artystyczna Antoniego Wita jest ogromna i można by nią obdzielić przynajmniej kilku dyrygentów.  Do tego trzeba jeszcze dodać, że przez kilkadziesiąt lat był dyrektorem największych polskich zespołów, takich jak m.in. Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach czy Filharmonia Narodowa w Warszawie; a także jego pracę pedagogiczną, która zamknęła się w 17 latach prowadzenia klasy dyrygentury na AM w Warszawie. Zresztą pedagogiką i potem pomocą swoim uczniom Antoni Wit – jak mówił – spłacał dług zaciągnięty u wielkich mistrzów za młodu, takich jak Henryk Czyż  czy Witold Rowicki, Herbert von Karajan, Leonard Bernstein i Stanisław Skrowaczewski.

75 lat dla dyrygenta, to bardzo niewiele, to zaledwie wkroczenie w wiek męski. Jak mówił Stanisław Skrowaczewski , dyrygenci żyją długo bo są „wiecznymi studentami”.

Panie Profesorze, wszystkiego najlepszego na wiele kolejnych lat! Zdrowia, spełnienia marzeń, także tych muzycznych.