Najczęstsze przypadki to osoby wietrzące spiski lub prześladowani. Tu od pierwszego zdania słychać z kim się ma do czynienia.

Na początku lat 90. wydzwaniał do radia pogrobowiec Moczara, który wszędzie widział Żydów. Potrafił długo i z przejęciem opowiadać jak brzmią"prawdziwe" nazwiska polityków - i to ze wszystkich opcji.

- Myśli pani, że ten /tu pada nazwisko/ tak sie naprawdę nazywa? O, nie - wszyscy wiedzą, że to Goldblum, a tamten /znów nazwisko/ to Rosenkrantz. Nie wierzy pani? To nich pani powie jak się nazywa wasz dyrektor, to powiem jak ma naprawdę na nazwisko -

- Nazywa się Wildstein - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Kolejny alergicznie reagował z kolei na każdą informację dotyczącą kościoła, księży, wiary. Był niezwykle czujny i zazwyczaj minutę po tym jak informacja pojawiała się na antenie, dzwonił krzycząc triumfalnie:

- Wierzący jesteście, tak? Pewnie, zabili go i uciekł! -

Nagminnie dzwonią podsłuchiwani - co ciekawe, zazwyczaj przez UB. Szczególnym przypadkiem był pan, którego UB podsłuchiwało przez...muszlę klozetową. Dzwonił raz za razem, prosząc o pomoc. W końcu powiedziałam mu, że mnie również podsłuchiwało UB przez muszlę, ale odkryłam sposób, żeby się ich pozbyć - należy trzy razy spuścić wodę w toalecie i po sprawie. O dziwo, podziękował mi serdecznie, mówiąc że zadziałało i więcej nie zadzwonił.

Inną panią UB podsłuchiwało z gałęzi pobliskiego drzewa, co ciekawe, na tej samej gałęzi byli również podsłuchujący dziennikarze naszego radia.

Kiedyś do rozgłośni przyszedł pan, ściskający w dłoni kamień, który był nadajnikiem z kosmosu. Koniecznie chciał wejść do studia, żeby przekazać ludzkości wiedzę otrzymaną od kosmitów. Absolutnie nie chciał opuścić radia, aż kolega wpadł na genialny pomysł - powiedział mu, że radio ma bardzo mały zasięg i lepiej żeby pojechał na Krzemionki. Faktycznie dotarł tam, a nawet jakimś cudem wdarł się do strzeżonego budynku i razem z kosmicznym kamieniem dotarł do newsroomu. Nie powiem co później usłyszeliśmy od kolegów z telewizji...

Najgorszym naszym koszmarem był 10 lat temu pan, który przez wiele miesięcy przysyłał do radia faksy, czasem po kilkadziesiąt dziennie, ze zdjęciami swoich dokumentów, wycinków z gazet z własnymi absurdalnymi dopiskami, rachunków ze sklepów, etykiet różnych produktów i pornografii. Chodził też po Krakowie opowiadając, że jest dziennikarzem RK, przesiadywał w holu rozgłośni. Szczególnie upatrzył sobie mnie i jedną z koleżanek. Czekał na mnie, mówiąc recepcjonistce, że wybieramy się do nocnego lokalu, zaczął mnie śledzić. W pewnym momencie znalazł w książce telefonicznej adres mojej mamy, odwiedził ją, zostawiając dla mnie paczkę z dziwnymi przedmiotami - m.inn używanymi butami. Przestało być zabawnie - sprawa skończyła się w sądzie. Sędzia zapytał mnie, dlaczego ten pan tak się zachowuje - nie jestem psychiatrą - odpowiedziałam. Człowiek dostał zakaz zbliżania się do radia i dziennikarzy i na szczęście zastosował się do polecenia sądu.

Najgorsze są jednak przypadki osób, które w pierwszym kontakcie wydają się zupełnie normalne. W czasach gdy serwisy były jeszcze przez całą dobę, zadzwoniła w środku nocy bardzo zdenerwowana, ale sprawiająca absolutnie wiarygodne wrażenie, pani, która przedstawiła dramatyczną opowieść o umierającym mężu, do którego nie chce przyjechać pogotowie. Zadzwoniłam na pogotowie, gdzie dowiedziałam się, że to małżeństwo każdej nocy wielokrotnie wzywa pogotowie, policję i straż pożarną. Nie można niestety wyciągnąć wobec nich żadnych konsekwencji, bo oboje leczą się psychiatrycznie. Jak widać, nieskutecznie.

Podczas mojego dyżuru, przychodzi do redakcji e-mail od pana, który ma zastrzeżenie do jednej z informacji na stronie, informacji, która zresztą od dawna nie jest już na głównej stronie widoczna. Grzecznie odpisuję tłumacżąc jak się redaguje takie wiadomości, dorzucam to, czego - według tego pana - brakowało. W rezultacie przez dwa dni jestem bombardowana e-mailami pełnymi inwektyw, idiotycznych dowcipów, wyzwisk pod moim adresem, z których wynika m.inn, że jestem zakompleksiałą idiotką. Gdyby było mało, to pan zdobywa mój numer telefonu i zasypuje mnie smsami w środku nocy. Następnego dnia dzwonię do kilku osób, które tego pana powinny znać i słyszę w odpowiedzi - daj spokój, to znany pieniacz i świr!

Jak więc należy zachować się w kontaktach z takimi ludźmi? Czy ktoś może udzielić fachowej porady?