Młodzi ludzie oglądający filmy Barei są zapewne przekonani, że to przerysowane i zabawne historyjki, wymysł scenarzysty. Niestety nie.

Czy ktoś pamięta książki skarg i zażaleń wiszące w każdym sklepie?  Wytłuszczony brulion z przywiązanym sznurkiem kopiowym ołówkiem a w nim takie wpisy:

Skarga z 1983 roku: Zamiast 3 kg cukru ekspedientka sprzedała mi 3 kg mrówek faraona (podpis nieczytelny).
Dopisek kierowniczki: Klient był w stanie nietrzeźwym.

Skarga z 1984 roku: Mimo iż nie mam kartki zarejestrowanej w tym sklepie, proszę o sprzedanie mi 30 dkg kiełbasy krakowskiej, ponieważ bardzo mi zależy - Wajdzik Alina.
Dopisek kierowniczki: Odmawiam ze względu na stany zerowe wędlin.

Skarga z 1983 roku: Na wystawie są wystawione różne sery żółte, ale w sklepie nie ma ich w sprzedaży. Co to za zwyczaj reklamowania towaru, którego nie ma w sklepie. Proszę o wyjaśnienie - Tadeusz Kędzielski.
Wyjaśnienie kierownika: Sklep bierze udział w konkursie. Zrobiono więc wystawy konkursowe, na których umieszczono atrapy towarów. Samych towarów od dłuższego czasu niestety brak w sprzedaży.

Skarga z 1984 roku: Pani ekspedientka nie obsługuje w kolejności klienta, gdyż twierdzi, że klient powinien najpierw się wyszumieć - Ewa Rakowska.

Skarga z 1983 roku: Kolejka zaczyna się już przed sklepem, a obsługa odmawia uruchomienia drugiego stanowiska kasowego, mimo że w sklepie są cztery pracownice. Dwie siedzą sobie na zapleczu i piją herbatę.Ponadto kierowniczka ubliżała mi przy wpis... (tu książka skarg jest naddarta)
Wpis kierowniczki: NIEPRAWDA!!! KŁAMSTWO!!! Jako kierowniczka oświadczam, że w sklepie była duża kolejka spowodowana świeżą dostawą tak atrakcyjnych towarów jak olej, margaryna, cukier. Ekspedientki nie nadążały z noszeniem towaru. Ponadto klient ten jest wyjątkowo konfliktowym klientem, który to wiecznie ma dużo nieuzasadnionych pretensji i sam ubliża!!!

Książki zażaleń i wniosków zniknęły - zastąpiły je komentarze w internecie. Czasy się zmieniły, mentalność nie. Czy ktoś pamięta jak w PRL był traktowany klient?

 
A oto kolejny fragment filmu Barei...
 
I jeszcze jedna kultowa scenka, wprawdzie nie ze sklepu, ale...
 

 Lipiec 2017 roku. Wchodzę do sklepu. Gdyby nie ogromna liczba towarów obok którego trudno sie przecisnąć, pomyślałabym, że jak w filmie Machulskiego"Ile waży koń trojański" przeniosłam się w czasie. Przy wejściu wita mnie duża kartka z napisem: Wejście na salę tylko z koszykiem. Za utrudnienia przepraszamy. Dalej jest jeszcze lepiej. Stoisko z serami, wędlinami i wyrobami garmażeryjnymi. Pani coś tam kroi i udaje, że mnie nie widzi. Stoję grzecznie i czekam. Do pani dołącza druga, zaczynają rozmawiać. Stoję i czekam, coraz bardziej rozbawiona. Do pań dołącza trzecia.

- Przepraszam bardzo - usiłuję zwrócić uwagę sprzedawczyń. Ignorują mnie, zajęte rozmową.

- No popatrz ty się, przychodzi tu taka bezczelna baba i ciagle ma o coś pretensje, nic jej się nie podoba -  mówi jedna do drugiej, a ja się zastanawiam, czy ta bezczelna baba to ja, ale z dalszego ciągu rozmowy wynika, że na szczęście nie. Zresztą jestem niewidoczna...

- Powiedziałabym jej do słuchu. Wyobraź sobie, że powiedziała Kryśce przy kasie,  że skargę na mnie napisze! -

- Przepraszam, czy mogłabym poprosić...- mówię

- Chwileczkę! - dostaję ostrą reprymendę i rozglądam się, czy aby jednak nie cofnęłam sie do PRL. Nie, towar na półkach jakby dzisiejszy. W końcu zostaję łaskawie obsłużona, idę do kasy /ciekawe czy to Krysia?/, dzwoni mi telefon - odbieram i mówię jedno słowo: oddzwonię - ale to i tak rozsierdziło panią kasjerkę, bo krzyczy na mnie: - płaci pani czy gada? -

Na ścianie nie ma wytłuszczonego brulionu z przywiązanym ołówkiem, wychodzę na ulicę - ufff, jestem jednak w 2017 roku.

To na koniec może znów przenieśmy się w czasie...