Mam szczęście mieć fantastycznych, zaprzyjaźnionych sąsiadów. Wspólne zaś mamy nieszczęście mieszkać w pobliżu bloku, w którym część mieszkań jest gminy, przeznaczona na lokale socjalne.

Zupełnie nie rozumiem polityki mieszkaniowej miasta. Te mieszkania w atrakcyjnej i drogiej dzielnicy można przecież sprzedać i kupić za to o wiele więcej mieszkań oddalonych od centrum. A kolejka do mieszkań socjalnych jest duża. Trudno również zrozumieć dlaczego każde z tych mieszkań, po śmierci ich lokatorów, stało puste przez 2-3 lata.

W jednym z lokali od dawna mieszka rodzina, która ostatnio nie sprawia już kłopotów, zmęczona wieloletnim, wyczerpującym trybem życia. Swego czasu miała wyjątkowe zamiłowanie do defenestracji - szczęśliwie nie osób, ale przedmiotów domowego użytku. Przez okna systematycznie wylatywały /drobiazgów nie wspomnę/ krzesła, telewizor i płonąca wersalka - bardzo atrakcyjny performance. Na swoje szczęście nikt wówczas nie szedł ulicą. Stałymi gośćmi w lokalu było pogotowie i policja - raz wyniesiono delikwenta z nożem w plecach.

Dwa mieszkania długo stały puste. Na jedno z nich przydział dostał smutny pan, całymi dniami zwisający przez okno z petem w ustach. Nudzi się widać, bo nie pracuje, albo chorowity jest i ma rentę, dla rozrywki wyzywa przechodzących ulicą. Co tu tobić, jak nie ma nic do roboty? Najlepiej pić, więc wkrótce po przeprowadzce, runął w żywopłot, demolując znaczny jego fragment, bo ścigany przez nieznane upiory, przewalał się w jedną i drugą stronę, miotając rozpaczliwie - krzaki go widać napadły. Niestety nie runął w "swój" żywopłot, ale pobliskiej wspónoty mieszkaniowej z zadbanym ogródkiem. Wspólnota za posadzenie nowych krzewów musiała zapłacić z własnych pieniędzy, bo przecież pan ubogi jest, wszystko poszło na wódkę i papierosy.

Przydział na kolejny opuszczony lokal dostał młody mężczyzna opóźniony w rozwoju, o mentalności dwunastolatka. Naszym zdaniem absolutnie nie powinien mieszkać sam, ale - jak przyznał jego opiekun - czas żeby się usamodzielnił. Nasze obawy szybko się potwierdziły. Jego naiwność i dobroduszność zaczął wykorzystywać tzw"element", który szybko się zorientował, że można atrakcyjnie spędzić czas w "wolnej chacie" i za rentę nieszczęsnego człowieka. Mieszkanie kilkakrotnie zostało zupełnie zdemolowane, a nieustająca impreza zakończyła się po dotkliwym pobiciu jednego z sąsiadów i groźbie eksmisji. Niestety ów biedny człowiek, pragnący akceptacji, nie potrafi nikomu odmawiać i np wszystkim dzwoniącym otwiera drzwi, bo nie rozumie zagrożenia. W rezultacie, klatka schodowa tego bloku zamieniła się w dom publiczny, gdzie urzęduje przedstawicielka najstarszego zawodu świata i kolejka klientów.

A oto kolejny problem - podnajmowanie mieszkań przez lokatorów, którzy nie są ich właścicielami, więc nie mają do tego prawa. Opowiedział mi o tym, mieszkający w pobliżu, znajomy. Lokatorzy nie byli zadowoleni z administracji i chcieli założyć wspólnotę mieszkaniową. Niestety okazało się wówczas, że 3/4 mieszkań w budynku należy do gminy, choć wcześniej wszyscy deklarowali, że są właścicielami lokali. Nic dziwnego, bo żaden z nich tam nie mieszka, a mieszkania, na które kiedyś dostali przydział, teraz wynajmują. Takich przypadków w Krakowie są tysiące. Może warto to sprawdzić a wtedy żaden program Mieszkanie Plus nie będzie potrzebny.