Czarny kot, a raczej kotka, spędza kilka godzin poza domem, zwiedzając okolicę. Kiedy wraca, wiadomo jak jest zanieczyszone powietrze. Gdy przekracza normy, kotka śmierdzi jakby wybrała się z kolegami na pieczenie ziemniaków w ognisku. Z jej futra unosi się swąd spalenizny.

A łapy mojego psa? Od dłuższego czasu jest sucho i mroźno, pies idzie po chodniku, lub trawniku pokrytym zmarzniętym śniegiem lub lodem. Kiedy po wieczornym spacerze spłukuję mu łapy prysznicem, ścieka czarna, lepka maź. Tę samą maź mamy wszyscy w płucach...

Ostatnio dużo piszemy o smogu i zadziwiają mnie komentarze niektórych osób, które bagatelizują, wręcz ośmieszają problem. Przypomnę więc pewną znaną historię:

Pewnego grudniowego dnia 1952 roku, londyńczycy obudzili się w mieście grozy. Wszystko oblepiała gęsta, żółta mgła, w której poruszano się z trudem, bo nic nie było widać na kilka metrów. Nie dało się też oddychać lepką, gryzącą substancją. Szybko zaczęły się zapełniać szpitale. Trwało to kilka dni - każdego dnia umierało 1000 osób, później kolejnych 8 tysięcy. Trujący smog pochłonął 12 tysięcy ofiar! Dlaczego?

Czy podobna sytuacja jest możliwa w Krakowie? Miejmy nadzieję, że nie.

Smog nie jest niestety tak romantyczny jak mgła, choć wystarczy posłuchać tej znanej piosenki, by zrozumieć jak dołujący może być mglisty /smogowy/ dzień, w którym Londyn / Kraków/ traci swój urok...

wystarczy jednak, że w tej mgle / smogu/ zobaczy się kogoś bliskiego sercu, żeby się okazało, że wszędzie można znaleźć blask słońca - czego i Państwu życzę :-)