Już stało się tradycją, że zawsze na przełomie sierpnia i września Akademia Muzyczna w Krakowie organizuje cykl kursów mistrzowskich, czyli Letnią Akademię Muzyczną. Zapraszane jest do Krakowa międzynarodowe grono pedagogów, za którym przyjeżdżają studenci z całego świata. Inicjatorem przedsięwzięcia jest Andrzej Pikul, pianista, profesor AM, dyrektor artystyczny tego przedsięwzięcia.
LAM okazała się sukcesem krakowskiej uczelni. Letnie kursy od lat wzbudzają niesłabnące zainteresowanie wśród młodych muzyków. W tym roku wzięło w nich udział 150 artystów, z kilkunastu krajów świata, ucząc się u 26 pedagogów, wśród których znaleźli się m.in.: Yair Kless, słynny skrzypek, solista i kameralista z Izraela, Charlotte Lehmann, mieszkająca w Niemczech sopranistka światowej sławy, Jerzy Artysz, dawniej solista czołowych scen polskich, obecnie juror wielu międzynarodowych konkursów, czy Piotr Tarcholik, koncertmistrz Narodowej Orkiestry Symfonicznej w Katowicach. Forma kształcenia w trakcie wakacji jest bardzo modna na światowych i na polskich uczelniach muzycznych. A do tego miejsce nauki, czyli Kraków, dla wielu studentów jest wyjątkowo atrakcyjne. Pamiętam, jak wiele lat temu prof. Stanisław Krawczyński, dziś rektor krakowskiej AM mówił o uczestnikach Akademii: „przybywają tu jako goście z całego świata – by zetknąć się z niepowtarzalną atmosferą Krakowa, poznać jego zabytki i kulturę, wreszcie by znaleźć, podczas zajęć Letniej Akademii, wskazówki jak być prawdziwym artystą”.
I choć atmosfera miasta i jego historia jest bardzo ważna, to jednak przede wszystkim muzycy przyjeżdżają na kursy by doszlifować swój program, by otrzymać rady dotyczące wielu problemów wykonawczych z jakimi muszą się zmierzyć. Samemu jest trudno, ale uznany pedagog, który ma spore doświadczenie estradowe zapewne pomoże. Ci, którzy nie przeszli nigdy przez szkolnictwo muzyczne często się dziwią, co mogą dać jedynie cztery godziny lekcji, nawet u największych mistrzów? A jednak, okazuje się, że mogą dać bardzo wiele: przede wszystkim uświadomić własne niedoskonałości.
Antoni Wit, doskonały polski dyrygent, który w młodości brał udział w licznych kursach mistrzowskich otrzymał kilkadziesiąt lat temu radę od mistrza, że „najważniejsza jest muzyka”. Początkowo wydawało mu się to stwierdzenie bardzo banalne i błahe, ale kiedy zaczął się nad nim zastanawiać, zrozumiał, że młodzi artyści zbyt wiele uwagi poświęcają technice, gubiąc to, co jest najważniejsze – muzykę. I coś w tym jest. Słuchając młodych na koncercie w piątek miałam czasem wrażenie, że grają dla samego grania, że czerpią przyjemność z pokonywania poszczególnych trudności technicznych, lecz jeszcze niewiele mają w muzyce do powiedzenia.
Z klawesynistek szkolących się pod opieką prof . Elżbiety Stefańskiej najbardziej wciągnęła mnie swoją grą Anna Kilchytska, przede wszystkim w Passacaglii g-moll Georga Muffata. Uwagę zwróciła także Maria Książkiewicz i jej interpretacja Andante B-dur Mozarta. Chociaż właśnie przy Marii Książkiewicz można było dostrzec ogromną różnicę między uczniem a mistrzem. Bo trzeci punkt programu tej młodej artystki to była pierwsza cześć z Sonaty D-dur Mozarta ale…na cztery ręce. Do klawesynu zasiadła prof. Elżbieta Stefańska i utwór w duecie mistrz uczeń od razu wzbudził wielkie emocje i ogromne brawa.