Kompozytorów dzieli wiele: pochodzenie, kraj urodzenia i pokolenie. Gdy rodzi się Mieczysław Wajnberg w 1919 roku w Warszawie, Sergiusz Prokofiew jest już dwa lata po oszałamiającym sukcesie swojej I Symfonii D-dur zwanej Klasyczną. Dzieli też sława, bo Prokofiew niemal od razu został uznany za genialnego twórcę a jego utwory zaczęły pojawiać się w programach koncertowych zyskując podziw, zaś Mieczysław Wajnberg na sławę międzynarodową sławę jeszcze musi poczekać; zyskuje dopiero teraz, w ponad 20 lat po śmierci, zwłaszcza w kraju swojego urodzenia.

Ale łączy ich przede wszystkim to, że obaj żyli i tworzyli w Związku Radzieckim. I obaj doświadczali systemu totalitarnego. Przeżywali zarówno przychylność władzy, jak i jej prześladowania. Obaj byli w pewnym sensie pupilkami władzy i obaj byli oskarżani o formalizm, przez co ich utwory nie były wykonywane. Mieczysław Wajnberg nawet siedział w więzieniu za – jak to określono – „żydowski nacjonalizm burżuazyjny”.  Obaj w swych dziełach potrafili dostosować się do wytycznych władzy, do panujących doktryn politycznych, ale także potrafili się w utworach sprzeciwić, stosując aluzję, humor, czy groteskę.  Obaj też stworzyli dzieła ponadczasowe nieobarczone piętnem ideologii, które dziś po latach ciągle zachwycają pięknem. Byli także świetnymi pianistami a jako kompozytorzy sięgali po te same gatunki, choćby m.in.: symfonie (Prokofiew napisał ich 7, Weinberg 22), koncerty, opery, sonaty fortepianowe. Pisali także muzykę do filmów (Prokofiew do obrazów Sergieja Eisensteina np. Iwan Groźny, Wajnberg do m.in. filmu Lecą żurawie, który został wyróżniony Złotą Palmą w Cannes w 1958 roku).

Nie jest łatwo mierzyć się z Sergiuszem Prokofiewem. Zwłaszcza z jego V Symfonią. Bo Prokofiew jest mistrzem największym, jakich w historii muzyki nie jest zbyt wielu. A jego V Symfonia, powszechnie znana na całym świecie,  jest doskonała. Powstała w 1944 roku, a więc w czasie wojny i wbrew pozorom jest postrzegana jako utwór optymistyczny, o którym kompozytor powiedział, że jest „hymnem na cześć człowieka wolnego i szczęśliwego, jego siły i szlachetności ducha”.  Zachwyca pięknem tematów, sposobem ich przeprowadzenia, pracą motywiczną, instrumentacją i jeszcze czymś, co da się określić jako typowo prokofiewowskie brzmienie. To brzmienie jest bardzo ciężko opisać, to jakby krzywe zwierciadło, groteska, dystans do siebie, radosna historia opowiedziana przez smutnego człowieka, czy uśmiech przez łzy.

Ale V Symfonia Wajnberga, która powstała w 1962 roku, wytrzymuje porównanie z V Symfonią Prokofiewa. Co więcej, w zestawieniu z mistrzowskim dziełem Prokofiewa nadal zachwyca. Pokazuje Wajberga jako doskonałego kompozytora, który świetnym warsztatem kompozytorskim potrafi manipulować emocjami słuchacza. Twórca przyznał, że utwór ten napisał pod wpływem IV Symfonii Dymitra Szostakowicza, kompozytora którego uważał za swojego mistrza. Symfonia Wajnberga pełna jest różnych odcieni. Można tu odnaleźć m.in. nostalgię, refleksję, przygnębienie, ale także groteskę, co nawiązuje bardzo do Prokofiewa, mistrza tego nastroju. Niezwykły utwór, który wciąga i nie pozwala przestać słuchać, co niewątpliwie zawdzięczamy także wykonawcom.

Młoda Sinfonia Iuventus, bo w orkiestrze tej zgodnie z założeniem grają najlepsi polscy muzycy, którzy nie przekroczyli 30 roku życia, ma w sobie ogromne pokłady energii. Poza tym technicznie orkiestra jest bez zarzutu, a prowadzona jeszcze przez tak doświadczonego mistrza batuty jakim jest Gabriel Chmura, brzmi świetnie. Wajnberg ma szczęście, że za popularyzowanie jego twórczości w Polsce wzięli się tak dobrzy artyści. A więc piąte symfonie zagrane na piątkę. Polecam tę płytę zwłaszcza tym, którzy cenią wielką muzykę!

Ps. Mieczysław Wajnberg czy Weinberg? Bo takie pisownie pojawią się przy tym nazwisku. Pisząc ten tekst zdecydowałam się użyć nazwiska w takiej formie, w jakiej podpisywał się kompozytor.