Już tak się utarło, że po muzykę kameralną sięgają najlepsi wykonawcy. Trudno się dziwić, bo też w kameralnych utworach nic się nie da ukryć. Tu nie ma wielkiego brzmienia orkiestry, za którym mogą się schować poszczególni muzycy. Tu wszystko słychać i widać, jak na dłoni. Wszystkie niedostatki i niedociągnięcia; każdy jest solistą i każdy w równym stopniu współtworzy utwór. Może właśnie dlatego tak bardzo cieszy, gdy zarejestrowane kompozycje są idealnie wykonane.  Dają swobodę delektowania się muzyką, pozwalają zanurzyć się w pięknie muzyki. Tak właśnie jest w przypadku płyty „quint(et)essence” .

Krakowski Kwintet Dęty, to dobrze znana w Polsce formacja muzyczna.  Powstał w 1998 roku i tworzą go muzycy Krakowskiego Tria Stroikowego: Marek Mleczko (obój) Roman Widaszek (klarnet), Paweł Solecki (fagot) a także Katarzyna Kurowska-Mleczko (flet) i Tadeusz Tomaszewski (waltornia). Warto przypomnieć, że wszyscy muzycy są laureatami  krajowych i zagranicznych konkursów i mają wielkie doświadczenia w graniu solowym, kameralnym i orkiestrowym. Do tego zajmują się pedagogiką a większość z nich wykłada na uczelniach muzycznych w Krakowie i Katowicach. Kwintet brawurowo zadebiutował w 1999 roku podczas Festiwalu „Muzyka w Starym Krakowie” występując wówczas razem z warszawskim pianistą Waldemarem Malickim.

Wśród wykonawców  płyty „quint(et)essence” jest jeszcze  świetna polska pianistka Beata Bilińska, bardzo wszechstronna i słynąca z wykonań nagradzanych. Tych wyróżnień  artystka ma wiele, ale najlepszym przykładem może być tu jej album z Koncertem fortepianowym "Zmartwychwstanie" Krzysztofa Pendereckiego, który został nagrodzony "MIDEM Classical Award 2008" w Cannes w kategorii: muzyka współczesna a także "Joker Award" przyznawaną przez belgiijskie „Les Crescendo”, "Pizzicato Supersonic Award" w Luksemburgu, "Scherzo Award" w Madrycie, czy "Musica Award" w Rzymie. Pianistka, która z powodzeniem wykonuje muzykę np. romantyczną co współczesną, absolwentka katowickiej AM w klasie prof. Andrzeja Jasińskiego (wieloletniego jurora Konkursów Chopinowskich i nauczyciela Krystiana Zimermana) jest także pedagogiem AM w Katowicach.

Artyści na płycie zdecydowali się zarejestrować muzykę różnorodną, pokazać kompozycje różnych epok i tendencji wykonawczych. Krążek otwiera Kwintet B-dur Franza Danziego, rzadko u nas wykonywanego kompozytora niemieckiego o włoskich korzeniach, dyrektora konserwatorium w Stuttgarcie i kapelmistrza dworskiego w Karlsruhe, który umiera 1826, właśnie wtedy gdy muzyka romantyczna zaczyna mieć głos.  Następnie na płycie znalazło się Sześć Bagatel na kwintet dęty György Ligetiego, kompozytora węgierskiego, współczesnego, zmarłego w 2006 roku, którego muzyka została spopularyzowana dzięki użyciu w filmie 2001: Odyseja kosmiczna w reżyserii Stanleya Kubricka. Na płycie nie zabrakło Mozarta i jego Kwintetu Es-dur na fortepian, obój, klarnet, waltornię i fagot. Nagranie zamyka słynny Sekstet na fortepian, flet, obój, klarnet, fagot i waltornię Francisa Poulenca, kompozytora francuskiego, którego życie przypadło na XX wiek, uważanego za „pół mnicha, pół łobuza”, co w jednej recenzji napisał krytyk Claude Rostand. Sekstet, jego fragment stał się przed laty sygnałem teatru telewizji „Kobra”, to popis mistrzostwa kompozytorskiego. Aż trudno uwierzyć, że Poulenc, który nie ukończył żadnych studiów muzycznych, uczył się tylko gry na fortepianie, popisuje się tu niezwykłą inwencją twórczą. Zresztą warto pamiętać, że kompozytor ten napisał wiele innych świetnych utworów, choćby oper, z których najsłynniejsza to Dialogi karmelitanek. Aż żal, że nie możemy tego tytułu zobaczyć w naszej operze. I żal, że kompozytor ten jest tak rzadko wykonywany.

Płyta „quint(et)essence”  zachwyca. Słuchałam jej wiele razy i za każdym razem podobała mi się coraz bardziej.  Być może artyści znaleźli klucz do tej muzyki, przez co ich interpretacje podkreślają to, co w tych utworach jest najważniejsze. To tak jakby wyprawa w góry, gdzie za każdym zakrętem ścieżki czeka na nas nowe wyzwanie, ale  gdzie możemy się skupić na tym co przeżywamy, bo buty mamy wygodne, a plecak ma tak dobrze skrojone szelki, że nie czujemy jego ciężaru.

Warto posłuchać. Płytę polecam zwłaszcza tym, którzy chcieliby zacząć przygodę z muzyką kameralną. Przygodę szalenie intymną.