Bach Rafała Blechacza jest przede wszystkim klarowny, zachwyca różnorodnością, wieloma planami i kontrastami. Jest w tej muzyce beztroska i radość ale też i zaduma, czasem wręcz medytacja. Płytę otwiera Włoski koncert F-dur a dalej znajdują się na niej  Fantazja i fuga a-moll, cztery duety, dwie partity: B-dur i a-moll, chorał  Jesus bleibet meine Freude z kantaty Herz und Mund und Tot und Leben.

Pianista zachwyca precyzją wykonania, wirtuozerią (gdzie trzeba), surowością brzmienia,  czasem i tkliwością,  konsekwentnie prowadzoną rytmiką i przede wszystkim tempem…ale wolnym tempem. Wbrew panującej obecnie powszechnie modzie, by muzykę barokową grać szybko, nawet jeżeli gubi ona swój sens, Rafał Blechacz wcale się nie śpieszy. Pozwala wybrzmieć tematom i kontrapunktom, tam gdzie one brzmieć powinny. Ale jednocześnie daje się też porwać Bachowskiej motoryce, co najlepiej widać w fudze, która została wykonana w bardzo szybkim tempie.

Jest to Bach za jakim tęskniłam, czysty i zarazem szalenie różnorodny. Tak zresztą jak muzyka tego twórcy, do której nie da się przyłożyć jednego szablonu wykonawczego. Można odnaleźć na tej płycie wszystkie odcienie emocji. Pewnie dlatego robi tak wielkie wrażenie. Jest blisko życia. Bach Rafała Blechacza okazuje się prawdziwy. Nie został wykreowany i wymyślony jedynie na potrzeby nagrania.

Zresztą Rafał Blechacz ma ogromną intuicję muzyczną. Potrafi dość dobrze odczytać to, co zawarte jest między nutami: intencje kompozytora. Wystarczy posłuchać jego poprzednich płyt, by przekonać się o tym. Znalazły się na nich utwory Chopina, Haydna, Beethovena, Mozarta, Szymanowskiego i Debussy’ego. A teraz Bach. Kompozytor, który pianistę fascynuje od dawna, którego utwory chciał już nagrać ponad dziesięć lat temu, ale tego nie zrobił, i którego muzykę poznawał grając na organach, myśląc wówczas, że być może nie fortepian a organy są mu pisane. Wybrał  fortepian, ale fascynacja Bachem pozostała.

Słuchając najnowszej płyty Rafała Blechacza przypomniałam sobie moje pierwsze spotkanie z pianistą.  To było w 2003 roku, jeszcze przed jego zwycięstwem w konkursie w Hamamatsu w Japonii. Już wtedy byłam pewna, że jest to postać niezwykła, wielka osobowość artystyczna. Ale przy ocenie tak młodych artystów zawsze rodzi się pytanie jak sobie poradzą z problemami, które postawi im życie. Trzeba mieć przecież wiele innych cech, oprócz tych najważniejszych czyli talentu i pracowitości,  by dać sobie radę. W dwa lata później Rafał Blechacz wygrał Konkurs Chopinowski, zdobywając niemal wszystkie nagrody, także te pozaregulaminowe. Pamiętam, że wówczas dostał list od Krystiana Zimermana, który w 1975 roku w podobnym stylu wygrał Konkurs Chopinowski, zaczynający się od słów: „Aleś narozrabiał …” będący radą co teraz zrobić, gdy drzwi sal koncertowych stoją otworem.

Artysta mądrze zaplanował swoją drogę. W blisko 12 lat po Konkursie Chopinowskim Rafał Blechacz należy do najciekawszych pianistów młodego pokolenia. Zdobył wiele prestiżowych nagród, nagrywa dla największej wytwórni, koncertuje w najlepszych salach. Jest osobowością.  Jego interpretacje są wymieniane jednym tchem obok tych największych, jak chociażby Goulda, Richtera, Sokołowa. A jego najnowszy album z muzyką Bacha udowadnia, że nie są to porównania na wyrost.

 

*Płytę wysłuchałam dzięki uprzejmości krakowskiej Księgarni Muzycznej „Kurant”.