Karl Ove Knausgård, "Moja walka, cz.2" Przekład Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Literackie 2015

 

 

„Mam dość słabą pamięć, pisząc ten cykl musiałem się mocno napracować” – mówi Karl Ove Knausgård pytany w wywiadach o to, jak to możliwe, że z taką drobiazgowością i skrupulatnością jest w stanie odtwarzać wydarzenia z przeszłości.

Przypomnijmy, jego cykl nazwany „Moja walka”, to efekt niezwykłego eksperymentu. W wielotomowej powieści norweski pisarz opisuje swoje życie. Poświęca wiele  miejsca rodzinie, zarówno tej najbliższej, jak i dalszej, dobrym przyjaciołom i przypadkowym znajomym, miejscom, w których żyje, codziennym czynnościom, ale też życiowym decyzjom. Pisze sporo o dochodzeniu do kluczowych momentów w swoim prywatnym ale też zawodowym życiu, poświęca wiele miejsca na opowieści o literackim życiu w Norwegii a potem w Szwecji, szczegółowo opisuje doświadczenia norweskiego imigranta w Sztokholmie, dowiadujemy się o językowych potyczkach, kulinarnych zderzeniach, kulturowych różnicach. Właśnie mamy szansę przeczytać  po polsku drugi tom tej opowieści. O ile w pierwszym najważniejsi byli rodzice, a przez wiele stron Knausgard analizował historię swojej relacji z ojcem, o tyle w drugim tomie najważniejsza staje się obecna rodzina, żona Linda i troje dzieci. To historia budowania związku, trudnego , opartego na docieraniu się dwojga trzydziestolatków mających za sobą skomplikowane doświadczenia, związku w którym pokonywać trzeba uzależnienia, choroby, zwłaszcza te najtrudniejszą, bo psychiczną, przeszłość i różnice w oczekiwaniach. Jest też dużo scen z teraźniejszości wypełnionej rodzinnym zamieszaniem, miłością do trójki małych dzieci, która nigdy nie jest łatwa i musi być połączona z rezygnacją i ustępstwami. Jest wreszcie Knausgård pisarz, cierpiący na niemoc twórczą, przeżywający kryzys autora jednej książki, szukający pomysłu na siebie, próbujący pogodzić obowiązki ojca i potrzebującego samotności twórcy.
W recenzjach „Mojej walki” powtarza się opinia o zaskoczeniu, o niesamowitej sile tej opowieści, o magnetyzmie autora, o niepowtarzalnym darze opowiadania z pasją o zwykłym życiu. Jest taki moment, kiedy Knausgård opisuje wieczór w gronie znajomych, w czasie którego każdy opowiada o swoich trudnych wspomnieniach z dzieciństwa i skomplikowanych relacjach z rodzicami. Po wielu godzinach uczestnicy wieczoru są zdumieni, jak ciekawe było to spotkanie. „Fascynujące to, o czym opowiadaliśmy” – mówi jeden z nich. „Peter Handke ma na to określenie. Wydaje mi się, że nazywa to nocą opowiadaczy. Kiedy coś się otwiera i każdy snuje swoją opowieść”.

Warto poddać się opowieści Knausgårda. A potem może w gronie bliskich też zorganizować sobie taką „noc opowiadaczy”. To niewątpliwie sposób na pełne wrażeń spotkanie.

 

Barbara Gawryluk