Wielka Brytania jest w Unii Europejskiej od 1973 roku, od początku istnienia Wspólnot Europejskich, poprzedniczek dzisiejszej Unii. Zachowała jednak sporą autonomię - nie weszła do układu z Schengen, który otworzył wewnętrzne granice Wspólnoty i umożliwił swobodny przepływ osób i towarów, nie przyjęła euro, czyli wspólnej europejskiej waluty, zachowała swój system miar i wag i lewostronny ruch drogowy. Ale mimo tych różnic Wielka Brytani nie zawsze była aż tak eurosceptyczna, jak teraz.

Teraz te nastroje rzeczywiście są mocne - wyjścia ze Wspólnoty, czyli Brexitu chce 48 procent mieszkańców Wysp Brytyjskich. Wkrótce ruszy też pewno kampania przed referendum w tej sprawie, które w ostatnich wyborach swojemu elektoratowi obiecał premier David Cameron. Jego wynik jest wysoce niepewny.

To dopiero przed nami - a teraz warto wrócić do samego pojęcia "eurosceptyk". Powstało ono właśnie w Wielkiej Brytanii i "przyjęło" się również na kontynencie. Teraz jest powszechnie używane w całej Unii. I nawet w Parlamencie Europejskim.

Kim są brytyjscy eurosceptycy?

Wygląda to trochę inaczej niż w Polsce. U nas podział na euroentuzjastów i eurosceptyków biegnie mniej więcej tak, jak główny podział polityczny. W Wielkiej Brytanii jednakowo eurosceptyczni są i torysi wraz ze swoimi zwolennikami, i przedstawiciele oraz wyborcy Partii Pracy, czyli te podziały idą bardziej w poprzek wewnętrznych podziałów politycznych.

Dlaczego Wielka Brytania jest teraz eurosceptyczna?

Jeden z głównych powodów to kryzys migracyjny. Wielu Brytyjczyków postrzega go jako katastrofę, nadciągającą nad ich kraj. Brytyjczycy zawsze byli też bardzo wyczuleni na punkcie swojej suwerenności i tożsamości. Nawet w dobrych dla Unii czasach obawiali się "rozmycia" swojej tożsamości w europejskim tyglu narodów i państw. Można powiedzieć - jak to wyspiarze.

Z drugiej jednak strony, trzeba też pamiętać, że Wielka Brytania przyjęła blisko milion Polaków i otworzyła dla nich rynek pracy od razu po naszym wejściu do Unii, bez okresu przejściowego.

Nie obyło się i wtedy bez obaw dość głośno wyrażanych przed emigrantami z Europy Środkowej i Wschodniej. Nie pamiętamy dziś o tym, bo to nic miłego, ale tak było i przypominało to nieco dzisiejsze dyskusje o emigrantach - choć oczywiście w zupełnie innej, dużo mniejszej skali.

Wielka Brytania jest też zniechęcona nadmiernym uzależnieniem od Brukseli w kwestiach prawnych i handlowych, wysokimi kosztami utrzymania Wspólnoty i widocznym spadkiem korzyści gospodarczych.

A jak wyglądałby ewentualny Brexit?

Trwałby dwa lata. W tym czasie ustalono by warunki "rozstania" i to, jak miałyby wyglądać dalsze stosunki pomiędzy Wielką Brytanią a Unią. Wyspiarze mogliby, jak Norwegowie, którzy do Wspólnoty nie należą, ale są państwem stowarzyszonym, utrzymywać ścisłe stosunki gospodarcze z Unią. Można też przyjąć model szwajcarski - wszelkie istotne kwestie regulowane są szczegółowymi, dwustronnymi umowami.

Co wtedy stałoby się z Polakami z Wysp?

Nie bardzo wiadomo, ale trzeba brać pod uwagę utratę brytyjskich zasiłków i trudności w łatwym dotąd szukaniu pracy na Wyspach. Trudniej pewno byłoby też do Wielkiej Brytanii wjechać i nie bardzo wiadomo, na jakich zasadach Polacy mogliby tam zostać.

 

 

Daniela Motak. jgk