W Małopolsce cztery lata temu frekwencja wyniosła 48,5 procenta a osiem lat temu, w 2006 - 46 procent.    

Choć we wszystkich badaniach Polacy deklarują, że wybory samorządowe są ważniejsze od prezydenckich czy parlamentarnych, to takie opinie nie przekładają się na ich zachowania. Najwyższa frekwencja jest zawsze podczas wyborów prezydenckich. Choć to wójt, burmistrz lub miejscy radni mają realny wpływ na wysokość lokalnych podatków, liczbę miejsc w przedszkolach, czy gęstość sieci tramwajowej. Dlaczego w takim razie chętniej fatygujemy się do lokalu wyborczego by oddać głos na urzędującego w Warszawie prezydenta, a już niekoniecznie znajdziemy czas by oddać głos  na radnego, który mieszka na sąsiednim osiedlu?

Jednym z powodów jest brak wiedzy o kandydatach. Podczas wyborów krajowych kandydaci na prezydenta są obecni w mediach praktycznie codziennie. Jest ich przeważnie kilkoro, więc wyborca ma ułatwione zadanie, by zorientować się kto jest kim i na kogo chce oddać swój głos. W wyborach lokalnych kandydatów do wszystkich szczebli samorządu są dziesiątki, jeśli nie setki. Nie jest łatwo się połapać w tym gąszczu reklamówek, plakatów u ulotek wyborczych. Tym bardziej, że materiały wyborcze często sprowadzają się do sloganów, że kandydat zrobi wszystko by żyło się nam lepiej.

Tak jak pójście na wybory wymaga podjęcia decyzji, również pozostanie w domu jest zamanifestowaniem swojego wyboru. To głos tych, którzy nie ufają politykom - również tym samorządowym - i nie wierzą, że udział w wyborach może coś zmienić w ich życiu. W tym sensie ostatnie lokalne referendum w Krakowie, w którym mieszkańcy odrzucili ideę organizacji Igrzysk, było dobrą lekcją demokracji. Głosując obywatele w znaczący sposób wpłynęli na rzeczywistość.

Pozostanie w domu może również oznaczać, że wyborca nie znalazł żadnego kandydata, na którego ze spokojnym sumieniem oddałby głos. Zdarza się, szczególnie w małych społecznościach, że zbyt dobra znajomość kandydatów sprawia, że żadnemu z nich nie chcemy powierzyć władzy.   Czasem powody niskiej lub wysokiej frekwencji są trudne do zrozumienia, jeśli nie znamy dobrze lokalnej społeczności. Dlaczego podczas wyborów w 2010 roku w gminie Krościenko głosowało 60 procent uprawnionych a w gminie Szaflary tylko 30 procent? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Jak będzie tym razem? Dowiemy się już za 10 dni. I tura wyborów samorządowych już 16 listopada.