- "Obecność metali ciężkich, szczególnie ołowiu, cynku, miedzi, obecność fenoli, mocznika czy formaldehydu, a także fragmenty śrub, kabli czy elementów elektronicznych, to dowód na to, że do pieca trafiały odpady" - mówi w rozmowie z Radiem Kraków prof. Adam Grochowalski z Politechniki Krakowskiej i dodaje, że azot organiczny czy mocznik mogą występować w paliwie np. węglu kamiennym, ale jeśli poziom związków organicznych jest wyższy, czasem nawet tysiąckrotnie wyższy, to dowód absolutny na spalanie odpadów.

Kraków sprawdza próbki w laboratoriach uczelni od 2009 roku. Pobierane są tylko wówczas, gdy straż miejska ma podejrzenie, że w danym gospodarstwie mogą być spalane odpady. - "Próbki pobierane są w sytuacjach spornych, gdy mieszkaniec upiera się, że nie spala odpadów, a my mamy podejrzenia. Jeśli opinia naukowców potwierdza nasze przypuszczenia, jest ona wykorzystywana w postępowaniu sądowym jako dowód" - mówi Marek Anioł, rzecznik prasowy krakowskiej straży miejskiej.

Każdego roku Kraków rezerwuje na analizę próbek 50 tysięcy złotych. - "W poprzednim sezonie grzewczym na 28 zbadanych próbek,  w mniej więcej połowie stwierdzono spalanie odpadów" - dodaje Ewa Olszowska-Dej - kierownik Wydziału Kształtowania Środowiska w krakowskim magistracie.

Nie tylko Kraków korzysta z aparatury uczelni. -"Biorąc pod uwagę problem zagrożenia smogiem i szerokiego zakresu spalania odpadów, zgłosiło się do nas Zakopane, Rabka Zdrój, Kościelisko, miasta ze Śląska czy nawet spoza Polski" - wylicza profesor Grochowalski.

Laboratorium Analiz Śladowych PK bada nie tylko popioły. Z pomocą specjalistycznej aparatury chemicy badają zanieczyszczenia żywności, paszy, lub innych próbek pochodzących ze środowiska: wody i gleby.

- "Naszym podstawowym obszarem badań są tak zwane dioksyny i inne chlorowane substancje, które wykazują silną toksyczność i znajdują się w wykazie wielu rozporządzeń" - wylicza profesor Grochowalski.

Fot.  Laboratorium Analiz Śladowych 

 

 

A. Ratusznik