- Street workout to najprościej mówiąc ćwiczenia, w których wykorzystuje się ciężar własnego ciała i własną sprawność, a więc wszelkiego rodzaju podciąganie na drążkach, stanie na rękach, a nawet zwykłe pompki czy przysiady - wyjaśnia instruktor Maksym Riznyk.
Wykorzystuje się do tego przyrządy, których w ostatnim czasie pojawia się coraz więcej w parkach, na placach zabaw czy osiedlach. Przy czym należy rozróżnić "street workout parki" od tak zwanych "siłowni pod chmurką", czyli plenerowych urządzeń przypominających te na prawdziwych siłowniach. Chodzi o zestawy drążków, rurek, skrzyń i ławeczek.
Nazwa "street workout" przywędrowała do nas z Ameryki, ale sama idea była znana od dawna, także w Polsce - przekonuje Riznyk.
- Tego typu urządzenia były na porządku dziennym dawno temu w ogródkach jordanowskich. Znamy to ze starych zdjęć: osoby, które wykonują właśnie takie podciągania, stanie na rękach czy słynną "ludzką flagę". My niczego nie odkrywany! Robimy po prostu to, co robili nasi ojcowie i dziadkowie. Bo to najbardziej podstawowy rodzaj ćwiczeń.
Street workout stał się popularny dzięki inwestycjom w obiekty sportowe i... budżetowi obywatelskiemu, w ramach którego instaluje się często "street workout parki".
Wbrew przekonaniom, takie ćwiczenia wcale nie są przeznaczone dla atletów.
- To są proste ćwiczenia, które może wykonać każdy. Nie trzeba od razu stawać na rękach - mówi Maksym - Jeśli ktoś mówi, że nie da rady, to ja mu odpowiadam: podciągnij się raz, zrób jeden przysiad, jedną pompkę, następnego dnia zrób dwie. Jak nie dasz rady na stopach, to rób pompki na kolanach, ale rusz się! Z czasem przyjdzie progres i będzie widać efekty. Takie zestawy do street workoutu powinny być w każdej szkole, a ćwiczenia na nich powinny być podstawą na lekcjach WF. Wtedy dzieci będą sprawne, nie będą miały krzywych kręgosłupów i ciężki plecak nie będzie żadnym problemem.